HFM

artykulylista3

 

432 Evo Standard Music Server

036 041 Hifi 05 2022 007Marka 432 Evo powstała w 2013 roku jako projekt belgijskiej firmy Klinkt Beter. Zajmuje się ona dystrybucją sprzętu hi-end na terenie Beneluksu, a los cyfrowych źródeł postanowiła wziąć w swoje ręce.

Evo 432 Standard to sprytne połączenie serwera Roon (Roon Core), odtwarzacza sieciowego (streamera), transportu plików z wyjściem USB oraz nagrywarki (rippera), zapisującej fizyczne płyty CD w formie plików.


Serwer
Zwykle funkcję serwera Roona pełni komputer stacjonarny. Często w tej roli występuje firmowy Nucleus. Część osób modyfikuje go samemu, montując zasilacz liniowy i ciche, pasywne chłodzenie. Taki komputer można podłączyć przez wyjście USB bezpośrednio do przetwornika cyfrowo-analogowego i w ten sposób przesyłać pliki, które dalej zostaną zamienione na muzykę. Ale można go też umieścić z dala od systemu i korzystać z przesyłania muzyki poprzez lokalną sieć internetową do DAC-a lub streamera z protokołem RAAT. Okazuje się, że sporo urządzeń, w tym telewizory, potrafi się dogadać z Roonem w którymś z innych protokołów w nim uwzględnionych.
432 Evo Standard ma zainstalowany Roon Core, a w opcjach także Logitech Squeezebox Server czy Minim Server. Ma też duży dysk SSD 2TB (opcjonalnie nawet 4TB), który pomieści potężną bibliotekę plików. Ma możliwość rozszerzenia tego miejsca o magazyn NAS oraz dyski USB. Ale jego największy atut to jakość wyjścia USB Audio. W testowanej wersji Standard jest to gniazdo na płycie głównej. W wersjach wyższych pojawia się dodatkowa karta USB Audio oraz coraz lepsze zasilanie.

 


Budowa
Obudowa jest bardzo niska i masywna. Aluminiowy front o zaokrąglonych narożnikach zawiera włącznik i białą diodę (za okienkiem dla zdalnego sterownika nie kryje się wewnątrz żaden element). Lewą stronę przeznaczono dla szczeliny napędu CD z przyciskiem wysuwania płyty. Pomiędzy nimi znalazło się logo marki oraz podpis „432 Evo Reference Music Server”.
Nazwa ta opisuje każdą wersję serwera, więc referencję należy odczytywać raczej jako pozycjonowanie na rynku i deklarację klasy brzmienia, a nie oznaczenie danego modelu. Bo modele to: Standard, Hi-End, Aeon i Master. Różnią się głównie jakością wyjścia USB oraz coraz bardziej rozbudowanym zasilaniem. W ofercie znajduje się także 432 Evo Essence DAC & Music Server, wyposażony w wyjścia analogowe. Ceny w polskiej dystrybucji startują z poziomu 3250 euro za wersję Standard i lądują na 12500 euro za Master. Najlepszy stosunek jakości brzmienia do ceny ma prezentować Aeon za 6000 euro.
Boki także zrobiono z aluminium. Są grube i mają formę pięknie żebrowanych radiatorów. Chłodzenie nagrzanego w czasie pracy urządzenia jest pasywne. Nie zdecydowano się na wentylator. Z tyłu widać obrazek typowy dla sprzętów z wbudowanym komputerem, czyli bogaty zestaw gniazd. Wśród nich znalazło się nawet cyfrowe wyjście optyczne SPDiF, ale do transmisji dźwięku będziemy jednak korzystać z LAN-u oraz najniżej położonego USB 3.0, które jest podobno pierwsze w magistrali. Zaślepka z prawej strony skrywa slot na kartę USB, montowaną już od modelu Hi-End.
Wewnątrz serwer 432 Evo Standard to komputer z płytą ASRock J4125-ITX, dyskiem SSD 2TB Samsunga oraz napędem DVD TEAC-a. Urządzenie stoi na solidnych aluminiowych nogach. Zostało wyposażone w zewnętrzny zasilacz Sbooster. Przewód połączeniowy jest krótki, przez co ustawienie serwera może stanowić wyzwanie.

 


Strojenie 432 Hz
Gdy siądziecie na widowni filharmonii, po trzecim gongu orkiestra czekająca na dyrygenta sprawdza strojenie instrumentów. W przypadku orkiestry symfonicznej obój lub skrzypce grają dźwięk A4 o częstotliwości 440 Hz. Jest ona standardem, choć nie obowiązkiem, wprowadzonym przez Międzynarodową Organizację Normalizacyjną (ISO) w 1959 roku. Dzięki przyjętej konwencji muzykom łatwiej jest grać, także z różnymi orkiestrami.
Historycznie chór strojono do głosu solisty, a instrumenty jedne do drugich, różnie w zależności od czasu, miejsca i samych instrumentów. Nie posługiwano się wtedy jednostką herca, bo ta została wprowadzona w 1930 roku. W sumie to nie wiem dokładnie, czym się posługiwano.
Struny skrzypiec grają dźwięki G, D, A i E. Częstotliwości dla dźwięku A wahały się od 392 Hz (XVIII wiek, Francja) do 465 Hz (XVII wiek, Wenecja). Próby ujednolicenia zakończyły się w 1859 roku, kiedy to została ustalona wartość 435 Hz (tzw. diapazon normalny). Częstotliwość 432 Hz proponował m.in. Giuseppe Verdi, jako optymalną do strojenia dużej orkiestry. Podobno do tej częstotliwości dostosowana była budowa skrzypiec Stradivariusa. Pod hasłem „strojenie 432 Hz” znajdziecie w sieci informacje od faktów, przez legendy, aż do teorii pseudonaukowych o częstotliwości naturalnej, synchronizacji z ludzkim ciałem i mocą uzdrawiania. W bardziej przyjazne dla ludzkiego ucha i ludzkiej psychiki brzmienie takiej częstotliwości strojenia nie wątpią projektanci 432 Evo. W oferowanych urządzeniach to pozycja obowiązkowa i wizytówka firmy.

 


Obsługa
Do obsługi 432 Evo Standard przydaje się komputer zalogowany do tej samej sieci. Nie tylko w celu sterowania i konfigurowania Roona, ale także do zmiany ustawień pluginów i opcji odtwarzacza USB. W moim przypadku do obsługi strony konfiguracyjnej korzystałem głównie z laptopa z Windowsem 11 i przeglądarką Edge, ale sprawdziłem i da się to zrobić także przez przeglądarkę Safari w iPhonie 12 mini, chociaż wtedy działa znacznie wolniej.
Jak wspomniałem, zmiany ustawień wykonuje się poprzez połączenie ze stroną konfiguracji 432 Evo, znajdującą się pod jego adresem IP nadanym w sieci domowej. Adres ten najprościej sprawdzić w ustawieniach aplikacji Roon i wpisać do przeglądarki internetowej.
Strona urządzenia nazywa się VortexBox, a dostęp do niej nie wymaga dodatkowego logowania. Jest rozbudowana i widać na niej szereg zakładek. Witryna główna pozwala m.in. ustalić wyjście, na którym będą się działy cuda z upsamplingiem i firmowymi pluginami. Dla urządzenia w wersji Standard do wyboru są gniazda USB DAC i HDMI Audio. Pewnie większość użytkowników skorzysta z tego pierwszego, ale to oczywiście zależy od posiadanego DAC-a. Najważniejsza w kontekście użytkowym jest zakładka „Configure Player”, na której uruchamiamy lub modyfikujemy domyślną wtyczkę 432 Hz (432 Hz plugin) dla wybranego powyżej wyjścia cyfrowego. Wybieramy rozdzielczość: 16 bitów/44,1-48 kHz oraz 32 bity/88,2-96-176,4- 192-352,8-384-705,6-768 kHz. Domyślna dla 432 to 32/192. Inne opcje to „Recipe” Very/Ultra High (nie pytajcie mnie o szczegóły) oraz zwielokrotnienie częstotliwości wyjściowej 1, 2, 4 lub 8 razy.
Kolejne ustawienia to wybór częstotliwości bazowej dla firmowego pluginu w zakresie 440-445 Hz w krokach co 1 Hz, a także docelowej, na którą dana częstotliwość zostanie przestrojona (zakres 415-444 Hz). Po ustawieniu parametrów i kliknięciu „Submit” odtwarzacz zostanie przeprogramowany, a aktualnie słuchany utwór zatrzymany. Później wystarczy go „odpauzować” w Roonie i odtwarzanie wznowi się z nowymi ustawieniami.

036 041 Hifi 05 2022 001

 

Tył to złącza płyty głównej
oraz slot na kartę USB
wyższych modeli.

 


432 Evo Standard na wyjściu USB może odtwarzać pliki w domyślnym trybie 432 Hz, szeregu opcji upsamplingu, ale także jako bit perfect, bez jakiejkolwiek obróbki sygnału.
Menu zawiera także zestaw filtrów cyfrowych nazwanych SQI (Sound Quality Improved). Dokładnego opisywania odmawiam, ale umieszczony w tym menu link przełącza do strony producenta, zawierającej bardzo ciekawe i ilustrowane wykresami wyjaśnienia oraz przykłady ich działania.
Evo 432 Standard obiecuje sporo zabawy z brzmieniem w oparciu o samo wyjście USB Audio. Pozostałe zakładki służą do konfiguracji sieci i wbudowanego serwera/serwerów (bo opcji jest kilka, w tym np. doinstalowania Minim Server), ustawienia backupu, odczytu logów oraz trybu zgrywania płyt. Włożenie płyty CD do szczeliny napędu rozpoczyna procedurę zgrywania i konwersji do bezstratnego FLAC-a. Jest to proces bezobsługowy i trwa dłużej niż zgrywanie np. przy pomocy JRivera Media Center. Po jego zakończeniu płyta jest wysuwana z urządzenia. Korzystałem i powiem, że ta bezobsługowość to także brak możliwości korekty metadanych. Większość płyt zgrała się prawidłowo, ale część – jako nieznane lub z podmienionymi okładkami. To można by poprawić.

036 041 Hifi 05 2022 001

 

Zasilacz Sbooster to wyposażenie
standardowe.

 


Konfiguracja systemu
432 Evo Standard dotarł do mnie z zestawem urządzeń towarzyszących – w sumie pięć kartonów i dwie walizki. Do dwóch kartonów spakowano recenzowany serwer oraz zasilacz Sbooster. Do kolejnych dwóch – serwer Roon Nucleus z opcjonalnym zasilaczem liniowym, a do największego – DAC Brinkmann Nyquist Mk II – urządzenie firmy, której jestem fanem i na którego możliwość odsłuchu czekałem od przeczytania recenzji autorstwa Bartosza Lubonia („HFiM” 4-5/2020). Walizki zawierały przewody Jorma USB Reference i Jorma Ethernet Reference. Jako że Nyquist Mk II także ma zewnętrzny zasilacz, zabrakło mi półek, by pomieścić cały sprzęt. Nauczony wcześniejszymi doświadczeniami na takie przypadki mam przygotowane nadstawki o różnej wysokości. Co prawda, pączkujący system zaczyna wyglądać jak niedawno wyburzony warszawski hotel Czarny Kot, ale przynajmniej mogłem się zapoznać z różnicami w klasie serwerów.
Nie mam nic do zarzucenia Roonowi Nucleus, zwłaszcza pod kątem współpracy z przetwornikami USB, które rozpoznaje po nazwie i nadaje im odpowiednie ikony. W przypadku 432 Evo odtwarzacz jest automatycznie identyfikowany jako „strumieniowanie Squeezebox”, chociaż można mu nadać nazwę zgodną z prawdą. 432 Evo obrabia dźwięk cyfrowo, zanim wyśle go do DAC-a. Jeśli korzystamy z sieciowych przetworników i streamerów, to różnica ta nie występuje i zarówno Nucleus, jak i 432 Evo zachowują się tak samo, rozpoznając po nazwie dostępny DAC/urządzenia Roon Endpoint. W przypadku odtwarzania przez sieć nie ma możliwości stosowania upsamplingu i wtyczek (pluginów) wbudowanych w oprogramowanie 432 Evo. Odtwarzacz został więc zaprojektowany, także wizualnie, jako komponent do postawienia na półce w pobliżu przetwornika USB i grania z nim.
Tak też właśnie stał i na zmianę grał z Brinkmannem Nyquist Mk II oraz z wejściem USB w przedwzmacniaczu McIntosh C52. Pozostałe elementy toru to monobloki McIntosh MC301, monitory ATC SCM-50PSL oraz przewody Fadel Coherence One. Jako dodatkowe kable cyfrowe wykorzystałem Suprę USB 2.0 oraz Suprę CAT8 Network Patch Cable.
System, ustawiony na stolikach StandArt STO i SSP, grał w zaadaptowanej akustycznie części pomieszczenia o powierzchni około 24 m².
Parę słów wstępu i jedna dygresja
Kto po raz pierwszy podłączy Evo 432 Standard do systemu, doceni jakość brzmienia. Jest zrównoważone. Nie idzie w kierunku ostrości. Nie nosi oznak agresji i jest bardziej neutralne niż np. Auralica Aries G2, zapamiętanego przeze mnie jako bardziej rozświetlony i bardziej dobitny, ale chyba też mniej uważny. Jest to również brzmienie nieco mniej soczyste niż to, z którym kojarzę np. transport Lumina, ale za to bardziej otwarte na wpływ podłączonego przetwornika c/a.
Staram się opisać rzeczy dla mnie niełatwe, bo brzmienie komputera – czyli transportu plików – jest trudne do oceny w oderwaniu od zastosowanego zaraz za nim DAC-a. W sumie to dźwięk Evo 432 Standard jest może nawet nieco mało skomplikowany, bo pasuje mi charakterem do McIntosha, więc nie muszę kompensować go cechami innych elementów systemu. McIntosha cenię właśnie nie za nieokiełznany indywidualizm czy wybujałą fantazję, lecz za zdolność odnalezienia się w bardzo różnych, czasem prawdziwie egzotycznych konfiguracjach sprzętowych. A tych przez 15 lat mojej kariery recenzenta przewinęło się wiele.
Evo 432 Standard w wersji sauté jest po prostu funkcjonalnym serwerem Roona i bardzo dobrym transportem plików. Wyjście USB rzeczywiście daje radę. Zestawienie z przetwornikiem Brinkmann Nyquist Mk II to jeszcze lepsza przestrzeń, brzmienie jeszcze bardziej zróżnicowane i detaliczne, a przy tym raczej gładkie. Nic w tym dziwnego – to wybitny hi-end z lampami NOS. Kultura i przyzwoitość, wcale nie nudne, raczej wierne i z zapowiedzią trwałej synergii. W ogólnym ujęciu może jednak trącić programowym i emocjonalnym konserwatyzmem.
Jednak 432 Evo Standard ma coś, co w chwilach zwątpienia można uruchomić kilkoma kliknięciami myszy. Po pierwsze, upsampler do 32/768; po drugie – algorytm przestrojenia częstotliwości i wreszcie, po trzecie, 11 filtrów cyfrowych. Strach pomyśleć, ile czasu zajęłoby krytyczne przesłuchanie ich wszystkich. No i wymaga to posiadania niezłego DAC-a. Ja skupiłem się na domyślnym upsamplingu do 32 bitów/192 kHz oraz tytułowym przestrojeniu z 440 Hz na 432 Hz. Po kilku próbach zrezygnowałem z dodatkowych filtrów cyfrowych.

036 041 Hifi 05 2022 001

 

432 Evo Standard

 


Wrażenia odsłuchowe
To jest naprawdę spektakularne! Przełączenie odtwarzacza w powyższy tryb to w pierwszym wrażeniu dźwięk bardziej aksamitny, za to niezwykle strukturalny, namacalny o wielowymiarowej fakturze. Jest go jakby dwa razy więcej i nie wynika to z głośności. Pojawia się wrażenie rozwijania, rozkwitania każdej odgrywanej nuty. Zachodzi też delikatna zmiana barwy, a zmiany częstotliwości słychać dość wyraźnie w ludzkim głosie. Męski staje się szlachetniejszy i mniej skrzekliwy; kobiecy zyskuje na tajemniczości. Trzeba się wsłuchać, ale nie powinno być problemu z oceną, czy idzie w dobrą stronę, czy w ślepą uliczkę. Według mnie, to większa naturalność, którą podpowiadają bardziej ucho i intuicja niż dotychczasowe doświadczenia.
Uderzenie fortepianu i składowe jego akordu brzmią jak pozbawione błyszczącej poświaty. Więc może to źle? A jeśli porównam to do starcia sztucznie naniesionego wosku ze skórki jabłka? Wosk nabłyszcza, ale także zakrywa drobne pomarszczenia i chropowatości; maskuje fakturę powierzchni. Więc to jak porównanie owocu zerwanego właśnie z gałęzi, naturalnego, pokrytego delikatnym organicznym nalotem, z tym nabłyszczonym, przyciągającym wzrok na sklepowej półce. Więc może jednak dobrze?
Połysk przecież lekko zamazuje naturalną fakturę, a w 432 Evo muzyka gra z niesamowitym wrażeniem głębi. Jakby tafla wody była absolutnie przejrzysta i gładka jak szkło. Choć może właśnie nie jak szkło, bo bez jakiegokolwiek zbytecznego czy rozpraszającego refleksu. Tylko transparentna i kryształowa, a najdrobniejsze cienie i półcienie widać na metry w głąb, bo nie zakłóca ich najmniejsze załamanie światła. Trudno to może opisać słowami i ktoś, kto ten efekt spróbuje odnieść do wpływu na inne zmysły, może użyć innych słów i porównań. W przypadku dotyku to byłoby wrażenie większej organiczności, jakby dotykania drewna zamiast laminowanej płyty lub metalu zamiast plastiku. Muzyka i tworzące ją dźwięki szlachetnieją. Stają się lepiej zdefiniowane i jednak czystsze. Towarzyszą im pełniejsze wybrzmiewanie i dokładniejsza artykulacja. Znikają za to pewne uproszczenia i dwuznaczności. Pojawia się więcej muzycznej prawdy, więcej barw, klimatów i nastrojów. Muzyka odzyskuje atrybut naturalności i nie wiem, czy kiedyś usłyszałem coś takiego ze źródła plikowego. W sumie to wiem: nie słyszałem. Nie wątpię również, że Nyquist ma w tym niebagatelny udział. Z drugiej strony, zmiana samego sposobu obróbki sygnału cyfrowego powoduje, że każdy inny DAC powinien brzmieć nieco odmiennie.
Ortodoksyjni melomani powiedzą, że to tylko zmiana pozorna, bo przecież nagranie jest, jakie było, tylko brzmi inaczej. Na szczęście dla nich jest opcja wyłączenia wtyczki w menu. Wyłączać plugin trzeba np. w czasie odtwarzania nagrań DSD. Ale szczerze? Wybierałem te PCM i nie wyłączałem strojenia 432 Hz. Bo chciałem się po prostu nacieszyć tak fajnym brzmieniem.
Brzmieniem atrakcyjnym poprzez nadanie mu pozytywnych cech, łagodzących dysonanse, dopełniających w ciekawym kierunku. Dla przyzwyczajonych do dźwięku danego systemu włączenie do niego 432 Evo Standard wywoła albo entuzjazm, albo konsternację. Obstawiam nierówny podział z przewagą zwolenników. Dlaczego nikt wcześniej nie zaproponował takiego rozwiązania sprzętowego? A może zaproponował, ale nic o nim nie wiedziałem?

036 041 Hifi 05 2022 001

 

Radiatory są naprawdę potrzebne.

 


Zmiana brzmienia dotyczy także nagrań starych i monofonicznych. Płyta „Working With The Miles Davis Quintet” (1959) w wersji ALAC 16/44,1 potrafi wprowadzić w świetny nastrój, dobry swing, chociaż w aurze pewnego skondensowania muzyki w niewielkiej przestrzeni. Jest dźwięcznie na tyle, ile można cyfrowo wyciągnąć z analogowych nagrań z tamtych czasów. Gra to świetnie i nie będę narzekał. Muzyka reprezentuje taki poziom, że się broni i to od sześciu dekad. Nie potrzebuje więc sztuczek. Jednak po przełączeniu w tryb 32/192 i strojenia 432 Hz w brzmieniu dokonuje się mały cud. Muzycy się rozdzielają z dość bezkształtnej grupki w zespół instrumentów. Każdy uzyskuje jakby więcej miejsca, chociaż to nadal mono. Przesuwanie pozycji odsłuchowej w stronę jednego z głośników daje typowy efekt, jednak pojawia się aura, wrażenie wielowymiarowości, pogłosu, lepszej separacji dźwięków. Robi się też przyjemniej barwowo, a charakter dźwięku staje się bardziej dopasowany do klimatu epoki. Dopasowany, czyli jaki? Analogowy? Nie wiedziałem, że to kiedyś powiem o plikach. Jednak tym razem przyznaję, że to strojenie pozwala odbierać muzykę w sposób, jaki kocham w gramofonie. Jest tu rozdzielczość i detal. Jest szybkość, ale i organiczna faktura. Jest relaks, jakby słuchanie w tej konwencji dawało poczucie bezpieczeństwa i swojskości. W tym przypadku „usłyszeć” znaczy „uwierzyć”.
Jak dla mnie, to doznanie bardziej ekstremalne niż usłyszenie skrzypnięcia krzesła, którego kiedyś nie wyławiałem mimo wielokrotnego słuchania jakiegoś utworu. To jak zapewnienie, że wszystko jest w porządku, na swoim miejscu i wszystko gra.
Z rozpędu przesłuchałem kilka płyt kwintetów Milesa Davisa, a te stereofoniczne zabrzmiały jeszcze bardziej magnetycznie. To chyba dobre określenie, bo brzmienie 432 Evo Standard przyciąga ucho i angażuje mózg, a to mój drugi ulubiony narząd – chyba już o tym wspominałem. Zaraz po sercu, to chyba jasne, chociaż z biegiem lat ta klasyfikacja mogła ulegać pewnym naturalnym modyfikacjom. Zresztą ono, czyli serce, również nie pozostaje obojętne na obietnicę lepszego brzmienia. I intuicja mi podpowiada, że nie będzie to rozczarowanie ani miłosny zawód.
Bardzo spodobała mi się koncepcja tego transportu. Przyznaję, że od jakiegoś czasu czułem już presję i potrzebę skonfigurowania lepszego toru do odtwarzania plików. Miałem możliwość recenzowania kilku wspaniałych odtwarzaczy i przetworników, często znakomitych marek i nie mniej spektakularnie wycenionych. Ale dopiero podstawowy 432 Evo pokazał to coś, co mnie wciągnęło. Zachęciło też do przyjrzenia się wyższym modelom. Poza walorami użytkowymi, już Standard zachwycił mnie opcjami cyfrowej obróbki dźwięku i ich efektami. W odróżnieniu od wcześniej poznanych źródeł, które często śrubują brzmienie w kierunku maksymalnie wyczynowej cyfrowej „czystości”, 432 Evo Standard stawia na elegancję. Modeluje brzmienie i zmienia je tak, by uszlachetnić i dogodzić zwolennikom tego bardziej tradycyjnego, analogowego. Oczywiście można z tego skorzystać lub nie. Jednak sama taka opcja wydaje mi się naznaczona bardzo humanistycznie.

036 041 Hifi 05 2022 001

 

Obudowa ma blisko 33 cm
głębokości.

 


Konkluzja
432 Evo Standard zmienił moje postrzeganie komputera jako źródła muzyki. Wtyczka 432 Hz oraz pozostałe opcje modelowania brzmienia na wyjściu USB wciągnęły mnie na tygodnie. Praca jako Roon Core oraz możliwość swobodnego doboru DAC-a USB otwierają pole do kolejnych rozszerzeń systemu.
W bonusie 432 Evo Standard przynosi także możliwość bezobsługowego zgrywania płyt CD i gromadzenia ich na pojemnym dysku SSD. Mam słabość do urządzeń, które wzbogacają moją audiofilską świadomość. 432 Evo Standard bez wątpienia do nich należy.


 

 

432 Evo Standard Music Server



Paweł Gołębiewski
Źródło: HFM 05/2022