HFM

artykulylista3

 

Hi-end


056 061 Hifi 10 2023 003Jak co roku w grudniu dopadła nas burza mózgów. Każdy z recenzentów wskazał swoje typy do nagród i wyróżnień roku, a później wszystko trzeba było zebrać, wyeliminować zawodników, którzy w danej kategorii trafili na mocniejszych rywali i ostatecznie wybrać najlepszych z najlepszych.




Robota może i sympatyczna, ale też nie prosta. Tego szkoda, tamten też miał wiele zalet, ale nadmiar zwycięzców zdewaluowałby nagrodę. Tymczasem staramy się, aby nasze rekomendacje były mocne. Oczywiście, ktoś może się nie zgodzić z werdyktem, ale to już kwestia gustu, a o tych się nie dyskutuje. To jasne, że nagrody w jakimś stopniu odzwierciedlają nasz, ale mamy nadzieję, że ponad 25-letnie doświadczenie pozwala się uwolnić od własnych upodobań na tyle, na ile trzeba.
Najwięcej wątpliwości wywołały przedziały cenowe i umowna granica, za którą zaczyna się hi-end. Stosowana przez nas systematyka powstała w 1995 roku, wraz z miesięcznikiem „Hi-Fi i Muzyka”. Przyjęliśmy wtedy segmenty: do 1000 zł, 1000-2000 zł, 2000-4000 zł, 4000-8000 zł i 8000-15000 zł. To, co powyżej, to już hi-end. Taki podział odzwierciedlał ówczesną rzeczywistość i trzeba przyznać, że przez długie lata pozostawał aktualny. Można było się nim posługiwać jeszcze w okolicach roku 2015; wtedy trochę już odstawał od realiów, ale jeszcze nie na tyle, by robić rewolucję. Ostatnich kilka lat przyniosło jednak na tyle głębokie zmiany cen, że z rosnącym niepokojem zaczęliśmy spoglądać na klasyfikację „hi-end – nie hi-end”.

 

Reklama


Za przykład niech posłużą nagrodzone dziś kolumny Bowers & Wilkins 703 S3. Kosztują ponad 15000 zł, więc wypadałoby konsekwentnie napisać „hi-end”, ale bądźmy realistami – to znakomite podłogówki klasy średniej, niech będzie, że wyższej średniej. Na nagrodę zasługują ze względu na fenomenalną precyzję, która przerasta o głowę studyjne monitory. Dźwięk, rozwiązania techniczne, jakość wykonania i atrakcyjna cena sprawiają, że nie ma lepszego kandydata. Jednak to w żadnym razie nie hi-end. Podejrzewam, że sam Bowers skwitowałby to komentarzem: „panowie, dziękujemy, ale chyba macie inne pojmowanie hi-endu. Zerknijcie może na serię 800 – naszym zdaniem to jest hi-end”. I co? Wstyd przed Ryśkiem. Gdzie Rzym, gdzie Krym... Bezwzględnie hi-endem są McIntosh MC2KW, Bricasti, Accuphase czy… Notte Sound Labs, ale to już meteor, a złoty znaczek nagrody ma podkreślać jego wyjątkowość. Ale jak, skoro monitor Elaca za 16 kzł to też hi-end, bo tak wynika z przestarzałej kwalifikacji? Pora z tym skończyć.
Czy ustalimy nowe przedziały cenowe, jeszcze nie wiemy. Granice są tak płynne, a polityka cenowa producentów tak nieprzewidywalna, że w każdej drabinie szybko połamią się szczeble. Może więc klasy? Popularna, średnia, wyższa… Tylko że obecnie wszystko, co wykonane ręcznie i porządnie, to segment premium. A popularna? Jakoś nie mamy ochoty zajmować się plastikiem rozpadającym się w rękach, a i nasi czytelnicy chyba tego nie oczekują. Co innego przystępne, choć dobre sprzęty, choć tych też jakby mniej. A poza tym, co znaczy „przystępne” na przykład w odniesieniu do kolumn? 10000 zł za parę? I tu mielibyśmy skończyć pierwszy przedział? Chcąc nie chcąc, pozostawimy na razie tę kwestię w poczekalni. Zaczniemy od hi-endu.

Reklama


Na początku był pomysł ustalenia granicy sztywno przy 50 kzł. Wydaje nam się jednak, że to półśrodek, ponieważ trudno określić jej datę przydatności do spożycia. Poza tym nie odzwierciedla niczego poza podziałem klientów według dochodów. I już widzę, jak to nie doceniliśmy wspaniałego wzmacniacza za 49,5 tysiąca, który gra porządnie i ma dużo mocy. Tymczasem hi-end to nie to. A co?
O nie, nie wciągniecie mnie w prowadzące donikąd dyskusje. Tak naprawdę wiadomo, czym jest hi-end, a każdy, kto chciałby otrzymać ścisłą definicję, niech sobie dalej ściska mózg w towarzystwie innych ścisłych umysłów. Najlepiej pozostawić tę decyzję recenzentowi, zaufać jego doświadczeniu, bo jeśli nie, to po co w ogóle czytać testy? Na pytanie „dlaczego pan tak zdecydował” odpowiedź jest tylko jedna: bo tak uważam. Zresztą, przerzućcie to sobie do własnego ogródka: czy zamierzacie się tłumaczyć, dlaczego jedne kolumny uważacie za świetne, ale dopiero przy drugich przechodzi Wam dreszcz po plecach? Chyba lepiej zapytać o to plecy.
Hi-end to sprzęt wybitny, taki, który oferuje coś więcej. Czasem kontrowersyjny, ale i to ma swój smak. Bo jeżeli jednemu się nie podoba, a drugi nie widzi lepszej opcji, to coś jest na rzeczy. I w tej tonacji pokuszę się o ułomną definicję, opartą na parafrazie evergreenu:
jeżeli zobaczysz przy teście „hi-end”, to wiedz, że coś się dzieje.


Maciej Stryjecki

Źródło: HFiM 01/2024