HFM

artykulylista3

 

W cieniu Gór Skalistych - Boulder Amplifiers

056 061 Hifi 10 2023 003„W erze nietrwałej i szybko wymienianej elektroniki jesteśmy bardzo dumni z faktu, że praktycznie wszystkie wyprodukowane przez nas urządzenia nadal działają. Co więcej, większość z nich znajduje się w rękach pierwszych właścicieli”.







Autorem tych słów jest Jeff Nelson, założyciel firmy Boulder Amplifiers. Wielu producentów high-endowych urządzeń stereo również chciałoby się pod nimi podpisać, jednak ta sztuka udaje się tylko nielicznym.
Jeżeli ktoś tęskni za złotymi latami stereo, kiedy nowoczesny i niezawodny sprzęt grający był świadectwem wysokich umiejętności producenta, a nie sennym koszmarem księgowych, to bohater dzisiejszej prezentacji powinien wywołać miłe łaskotanie w okolicy serca. Panie i panowie, zapraszamy na wycieczkę do Kolorado.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Stanowisko montażowe wzmacniaczy
z serii 3000.

   

   
Na początku był zapał
Założyciel firmy Boulder urodził się w Arizonie w połowie lat 50. XX wieku. Jako nastolatek nie miał wielu zainteresowań. Na przełomie lat 60. i 70. młodzi ludzie na całym świecie pasjonowali się głównie sportem, fotografią oraz muzyką i sprzętem stereo. Jeff Nelson należał do ostatniej grupy, choć wysiłek fizyczny także nie był mu obcy.
Po koniec lat 60. nastąpił gwałtowny wprost popularności techniki półprzewodnikowej, a Phoenix, rodzinne miasto Jeffa, było wówczas prężnym ośrodkiem przemysłu elektronicznego. Swoje zakłady miały tam wszystkie najważniejsze koncerny w branży, z Motorolą na czele. Firma była potentatem w produkcji tranzystorów mocy z metalowymi obudowami (u nas niekiedy zwanych kapeluszowymi). Szczęśliwym zbiegiem okoliczności sąsiadami Jeffa było dwóch inżynierów i kilku techników Motoroli, którzy – ulegając prośbom młodego zapaleńca – przynosili mu odpady produkcyjne. Ich wadą zazwyczaj były odkształcone metalowe obudowy, ale zawartość w pełni nadawała się do wykorzystania. Mając dostęp do niewyczerpanego źródła nowoczesnych podzespołów, jeszcze w szkole podstawowej Jeff Nelson rozpoczął projektowanie pierwszych układów elektronicznych. Chcąc pogłębić wiedzę, czytał wszystkie artykuły i książki z dziedziny elektrotechniki, jakie tylko wpadły mu w ręce. Niedługo później, już w szkole średniej, zbudował swój pierwszy wzmacniacz tranzystorowy i tej technologii pozostał wierny do dziś.

Reklama


Po ukończeniu szkoły nasz bohater podjął pracę w lokalnym serwisie urządzeń hi-fi. W jego ręce trafiał głównie sprzęt lampowy. Dogłębnie poznał jego konstrukcję oraz zasady działania, co tylko utwierdziło go w słuszności wyboru techniki półprzewodnikowej. Do koncepcji lamp zniechęcił zaś głównie fakt, że urządzenia te nigdy nie będą skończonymi projektami. Wymieniając szklane bańki, można modyfikować brzmienie, natomiast opracowanie układu tranzystorowego definitywnie zamyka możliwość dalszej ingerencji w dźwięk. Pomijając względy eksploatacyjne, brzmienie nie zmieni się w ciągu całego życia wzmacniacza. Tranzystory również nie starzeją się tak, jak lampy. Nikt też nie wymienia ich na własną rękę.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Przedwzmacniacz 3010 od zaplecza.

   

   
Na szerokie wody
Kolejną posadą Jeffa była praca w lokalnym studiu nagraniowym. Spędził tam trzy lata, poznając tajniki rejestracji muzyki, lecz większość energii i tak poświęcał na testowanie oraz drobne usprawnianie sprzętu. Ze znakomitym zresztą skutkiem.
Pogłoski o samorodnym talencie młodego mistrza lutownicy rozchodziły się pocztą pantoflową wśród fachowców z branży nagraniowej, aż dotarły do firmy Pacific Recorders w sąsiedniej Kalifornii. Nie było to pierwsze z brzegu prowincjonalne studio, lecz prężny ośrodek radiowo-telewizyjny, wyposażony w najwyższej klasy sprzęt rejestrujący obraz i dźwięk. Właściciel złożył Jeffowi propozycję pracy w charakterze projektanta urządzeń do transmisji sygnału telewizyjnego, co otwierało przed nim zupełnie nowe możliwości rozwoju.
Pierwszym, niejako testowym zadaniem, jakie przed nim postawiono, było opracowanie analogowego kasetowego rejestratora dźwięku, wykorzystującego mikroprocesor i komputer. Tak oto w 1980 roku narodził się TomCat (Theory Optimized Microprocessor Controlled Audio Transport).
TomCat był studyjnym ośmiościeżkowym magnetofonem o budowie modułowej. Wykorzystywał duże kasety z zapętloną taśmą, używane np. do emisji dżingli, reklam i pojedynczych piosenek. Zespół ośmiu TomCatów montowano w stelażu w zintegrowaną wieżę, sterowaną przez kontroler z mikroprocesorem. W czasie audycji radiowej prezenter w dowolnym momencie uruchamiał jedno urządzenie z zestawu albo kilka w określonej sekwencji. Z dzisiejszej perspektywy procedura ta może wydawać się trochę prymitywna, ale pamiętajmy, że wtedy nikomu nie śniły się jeszcze urządzenia cyfrowe. W sumie wyprodukowano ponad trzy tysiące TomCatów, a wiele z nich pracowało jeszcze przez całe lata 90. ubiegłego wieku.
Inną konstrukcją Jeffa, powstałą w tamtych czasach, był przedwzmacniacz mikrofonowy. Z początku używany jedynie przez Pacific Recorders, po kilku miesiącach od premiery trafił do najlepszych amerykańskich studiów nagraniowych. Jak wysokiej klasy było to urządzenie, niech świadczy fakt, że sam Quincy Jones używał go w czasie prac nad albumem „Thriller” Michaela Jacksona!

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Flagowy preamp Bouldera
– model 3010.

   

   
Nowe perspektywy
Pod koniec lat 70., pracując w Pacific Recorders, Jeff Nelson poznał Deana Jensena, założyciela firmy Jensen Transformers. Nazwisko to nie jest szeroko znane poza rynkiem profesjonalnym, ale warto wiedzieć, że Jensen zasłynął z produkcji wyjątkowych traf. Jest również twórcą opatentowanego stopnia wzmacniającego JE-990 – dyskretnego wzmacniacza operacyjnego, charakteryzującego się wysoką jakością dźwięku i znakomitymi parametrami technicznymi. JE-990 miał wiele zalet, a największą z nich była możliwość odpowiedniego wykorzystania sprzężenia zwrotnego w celu eliminacji zniekształceń. To właśnie ten patent miał się stać w przyszłości znakiem rozpoznawczym urządzeń marki Boulder.
Dean Jensen od razu poznał się na talencie Jeffa i stał się jego mentorem. Przekazał mu wiele cennych wskazówek, które w przyszłości znalazły zastosowanie we wzmacniaczach Bouldera.
Na początku lat 80. Jeff dojrzał do rozstania z Pacific Recorders i postanowił rozpocząć budowę urządzeń elektronicznych pod własnym szyldem. Dodatkowym powodem było zmęczenie hałaśliwą Kalifornią oraz… zamiłowanie do narciarstwa. Chcąc pogodzić obie pasje – elektroniczną i sportową – przeniósł się do Kolorado, zagłębia hi-endu i mekki miłośników białego szaleństwa. Oczywiście wciąż utrzymywał ożywione relacje z Deanem Jensenem, które przerwała dopiero śmierć tego drugiego w 1989 roku.
Na nowe miejsce do życia Jeff Nelson wybrał 100-tysięczne miasto Boulder.

Reklama


Dolina Boulder to malownicze miejsce, leżące u podnóża gór Flatiron. Słońce świeci tu przez ponad 300 dni w roku, co pozwala na uprawianie najróżniejszych sportów. Mieszkańcy tych okolic są otwarci i dobrze wykształceni, zaś w stolicy hrabstwa o tej samej nazwie mieszczą się siedziba i główne zakłady firmy Bell Aerospace, a także oddziały koncernów Lockheed Martin i IBM. Gwarantuje to dostęp do wysoko wykwalifikowanej kadry inżynieryjnej i technicznej, zaś renomowany Uniwersytet Kolorado z kilkoma noblistami wśród wykładowców dysponuje fantastycznie wyposażonymi pracowniami.
Kiedy Jeff Nelson przeprowadził się tam w 1983 roku, miał jeden cel: wykorzystanie wszystkich atutów nowego miejsca do produkcji bezkompromisowych wzmacniaczy stereo. Nie zastanawiał się też długo nad nazwą nowej firmy. Wybrał oczywiste rozwiązanie, które nawiązywało do jej lokalizacji oraz profilu działalności: Boulder Amplifiers.
Na tymczasową siedzibę Jeff wynajął niewielką fabryczkę w leżącym niespełna 10 km od stolicy hrabstwa mieście Superior. Spędził tam następnych 15 lat.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Wnętrze monobloku 3050. W każdej
puszce zamknięto po dwa toroidy.

   

   
Do odważnych świat należy
Mając do czynienia z profesjonalnym sprzętem nagraniowym w Pacific Recorders, Jeff Nelson wyrobił w sobie wrażliwość na wszelkie odstępstwa od naturalności. Umiejętność ta miała się okazać kluczowa w trakcie projektowania nowych wzmacniaczy.
Zanim jednak powstało pierwsze urządzenie, Nelson i Jensen przegadali wiele nocy, w czasie których dyskutowali nad wielostopniowymi wzmacniaczami mocy. Rezultatem było kilka prototypów wykorzystujących wydajne stopnie wzmacniające JE-990. Gotowe urządzenia Jeff udostępnił Deanowi do zrecenzowania i na tym prawdopodobnie skończyłaby się jego błyskotliwa kariera, gdyby nie wstawiennictwo mentora.
Największym skarbem Deana Jensena były jego znajomości w Hollywood i w branży muzycznej. Jako wybitnego znawcę sprzętu studyjnego wzywano go do beznadziejnych przypadków, z którymi nie byli w stanie poradzić sobie miejscowi serwisanci. Wtedy wkraczał Dean. Wykonywał kilka magicznych czynności i defekt w postaci sprzężeń, szumów albo innych zakłóceń mijał jak ręką odjął. Dzięki temu poznał wszystkich najważniejszych ludzi, którzy zarabiają na życie słuchaniem muzyki. Kiedy otrzymał od Jeffa partię prototypowych wzmacniaczy, wykonał kilka telefonów i dał je do przetestowania ludziom, o których przeciętny śmiertelnik może najwyżej przeczytać w gazetach.
Jako pierwsza zareagowała telewizja NBC w Burbank, która akurat w tym czasie przechodziła z transmisji monofonicznej na stereo. Wzmacniacze Jeffa dosłownie spadły im z nieba i okazały się na tyle dobre, że zamówili sto kompletów. Pozostałe egzemplarze, które trafiły do studiów nagraniowych, najczęściej pozostały już w ich wyposażeniu, co było wyraźnym sygnałem dla założyciela Bouldera, iż został potraktowany poważnie.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Wzmacniacz 500AE z 1984 roku
– pierwsze „cywilne” urządzenie
Jeffa Nelsona.

   

   
Rok 1984
Złapawszy wiatr w żagle, w 1984 roku Jeff Nelson nieco zmodyfikował prototypową konstrukcję i tak oto na rynku zadebiutował pierwszy stereofoniczny wzmacniacz mocy Boulder Amplifiers, model 500. Niezbyt urodziwa, za to zbudowana jak czołg „pięćsetka” szybko zdobyła popularność wśród profesjonalistów. Kilkadziesiąt egzemplarzy od razu zakupiły znane studia nagraniowe i rozgłośnie radiowo-telewizyjne. Modelu 500 używali też do testowania swoich konstrukcji producenci kolumn, doceniając jego wyjątkową neutralność. Wiele z pierwszych urządzeń Jeffa Nelsona działa do dziś, a jego wzmacniacze zostały wykorzystane przy realizacji niezliczonej ilości płyt oraz ścieżek dźwiękowych do filmów. Wystarczy wspomnieć, że używali ich Michael Jackson, Prince, U2, kompozytor muzyki filmowej Danny Elfman, gitarzysta Dave Matthews, zespół Van Halen oraz studio Skywalker Sound.
Niestety, Jeff Nelson szybko odkrył, że sukces zawodowy nie zawsze idzie w parze z finansowym. Jak stwierdził po latach: „Bardzo trudno było się utrzymać ze sprzedaży sprzętu profesjonalistom. Oni nigdy nie mają pieniędzy na wyjątkowe, niespodziewane okazje. Żeby przetrwać, trzeba było rozszerzyć produkcję o domowy sprzęt stereo”.
Niemal natychmiast po wzmacniaczu 500 pojawiła się zatem jego cywilna wersja – 500AE (Audiophile Edition). Jako że poprzedzała ją sława wzmacniacza studyjnego, szybko zdobyła uznanie wśród miłośników dobrego dźwięku i na długie lata znalazła stałe miejsce w audiofilskich systemach stereo. Tym samym Boulder 500AE został pierwszym produktem, w którym technologia stopnia wzmacniającego JE-990 o wyjątkowo niskich zniekształceniach wyszła poza studia nagraniowe.

Reklama


W ciągu następnych kilku lat seria 500AE rozrosła się do pięciu modeli: trzech końcówek mocy oraz dwóch preampów. O pracochłonności projektów Jeffa Nelsona niech świadczy fakt, że jeden z przedwzmacniaczy, L5AE, zawierał dziesięć modułów JE-990, z których każdy trzeba było zmontować ręcznie z 92 elementów.
Założyciel Bouldera zawsze, co prawda, wyznawał zasadę „raz, a dobrze”, jednak w 1989 roku zrobił wyjątek. Była to seria M. Nowe urządzenia od linii AE różniły się jedynie obudowami. Zamiast ponurej, niemal przemysłowej stylistyki zaproponowano trzy modele o wysmakowanej, stricte high-endowej urodzie, zdobione frontami z polerowanego aluminium.
Do połowy lat 90. XX wieku Boulder w większym stopniu koncentrował się na produkcji sprzętu studyjnego niż w miarę przystępnego cenowo domowego, jednak w 1995 roku nastąpił przełom. Punktem zwrotnym w polityce firmy okazała się linia 2000.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Radiatory wycinane na wieloosiowych
obrabiarkach CNC.

   

   
Kto gra grubo, wygrać musi
W ciągu minionych kilkunastu lat Boulder systematycznie budował swoją pozycję na lokalnym rynku, a nawet dotarł na Daleki Wschód. Teraz wreszcie przyszła pora na szerszą ekspansję i zarabianie prawdziwych pieniędzy.
Większość ludzi kupuje oczami i jest to niezaprzeczalny fakt. Bez względu na to, czy będą to samochody, garnki czy meble ogrodowe, nowy nabytek musi przede wszystkim wyglądać. Zasada ta dotyczy również sprzętu grającego, nawet jeśli purystyczni audiofile się od niej odżegnują.
Gwałtowny wzrost sprzedaży urządzeń po zmianie wizerunku nie uszedł uwadze Jeffa Nelsona. W środku były to wciąż wzmacniacze AE, ale klienci „wiedzieli lepiej”. I chcieli coraz więcej. Wobec tego założyciel Bouldera postanowił skonstruować zupełnie nową serię, będącą przepustką do klubu ekstremalnego high-endu. Tak narodziła się linia 2000.
Była ucieleśnieniem koncepcji perfekcyjnego wzmacniacza klasy hi-end. Konstruktorzy otrzymali jasne wytyczne: żadnych skrótów, żadnych kompromisów, żadnych ograniczeń ani oglądania się na koszty. Jeżeli tylko jakiś komponent mógł wpłynąć na poprawę brzmienia, bez zbędnych dywagacji umieszczano go w projekcie.
Obudowy wykonano z aluminiowych bloków, frezowanych na wieloosiowych obrabiarkach CNC, a przyciski – z polerowanej stali. To na zewnątrz, bowiem pod względem konstrukcji seria 2000 wyprzedzała swoją epokę.
Pierwszym z urządzeń był zbalansowany przedwzmacniacz 2010, stanowiący nowatorskie połączenie techniki cyfrowej i analogowej. W 2010, podobnie jak w całej serii 2000, zastosowano zmodernizowane stopnie wzmacniające JE-993.

Reklama


Model 2010 był jednym z pierwszych kontrolowanych mikroprocesorem przedwzmacniaczy na rynku. Wykorzystano w nim dyskretny, sterowany procesorem układ regulacji głośności, pracujący z dokładnością do dziesiątej części dB. O niezwykłym zaawansowaniu tego rozwiązania niech świadczy fakt, że Boulder stosuje je w swoich urządzeniach od 1995 roku do dziś!
Kolejnym posunięciem było pełne odizolowanie układów sygnałowych od reszty elektroniki. Użycie trzech niezależnych obudów dla kanału prawego, lewego i części cyfrowej wyeliminowało fizyczne połączenie między sekcjami. Jak więc odbywała się komunikacja miedzy nimi? Oddajmy głos Nelsonowi:
„W 1994 roku dla potrzeb serii 2000 stworzyliśmy pierwszą wersję korpusu z częścią cyfrową całkowicie odseparowaną od analogowej (L-kształtna obudowa) i z unikalnym systemem przesyłania komend. Żeby w 100 procentach oddzielić sekcje elektrycznie, wymyśliłem system sterowania światłem. W rezultacie nie było żadnych przewodowych połączeń pomiędzy sekcjami”.
Następnym urządzeniem w serii był zaawansowany konwerter cyfrowo-analogowy 2020. Zaraz po nim wprowadzono potężne monobloki 2050 oraz stereofoniczną końcówkę mocy 2060. Oba wzmacniacze pracowały w klasie A i korzystały z dwóch stopni wzmacniających, zbudowanych w oparciu o moduły JE-993.
Tworząc linię 2000 Jeff Nelson nie tylko sięgnął brzmieniowej stratosfery, ale też osiągnął sukces komercyjny. Para monobloków 2050 w dniu debiutu kosztowała 59 tysięcy USD, natomiast cena pełnego systemu, uzupełnionego o preamp i DAC, wynosiła okrągłe 130 tys. dolarów. Suma wciąż robi wrażenie, a ćwierć wieku temu była to fortuna.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Inspiracją dla kształtu radiatorów
w serii 800 były pędy rosnącej
nieopodal siedziby Bouldera osiki.

   

 

Pora ruszyć z miejsca
Nowa linia 2000 wymusiła na firmie istotne zmiany organizacyjne. Przede wszystkim zaczęto się rozglądać za nowym pomieszczeniem produkcyjnym.
Mała fabryczka w Superior, która przez 15 lat dzielnie służyła Nelsonowi, dokumentnie się zatkała. W 1998 roku nastąpiła przeprowadzka do przestronnego obiektu w parku przemysłowym stolicy hrabstwa.
Większa przestrzeń produkcyjna obejmowała osobne pomieszczenie przeznaczone do produkcji obudów, zaś Jeff Nelson wykosztował się na pierwsze centrum obróbcze CNC firmy Haas. Do tej pory korzystano z usług zaprzyjaźnionej rodzinnej manufaktury, zajmującej się obróbką metali i wyspecjalizowanej w produkcji obudów dla wymagającej klienteli high-endowej. Od 1998 roku Boulder we własnym zakresie wytwarza obudowy wszystkich swoich urządzeń, choć ich anodowanie wciąż powierza zewnętrznemu kooperantowi.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Obecna i chyba już docelowa siedziba
Bouldera.

   

   
Tysiąc po raz pierwszy
Większa powierzchnia nowych zakładów umożliwiła wzrost zatrudnienia oraz wprowadzenie nowych wzmacniaczy.
Już rok po przeprowadzce światło dzienne ujrzała zupełnie nowa linia 1000, stanowiąca kombinację wysokiej jakości brzmienia i niezawodności, znanych z serii 2000, z bardziej przystępną ceną. Oczywiście o kompromisach nadal nie było mowy.
Połączono technikę powierzchniowego montażu elementów dyskretnych z monolitycznymi układami wzmacniającymi. Nowe rozwiązanie nazwano modelem 983 i zaczęto montować wyłącznie w linii 1000. Zastąpiło stopnie JE-993, wykorzystywane w serii 2000.
Pierwszym przedstawicielem nowej oferty była 300-watowa stereofoniczna końcówka mocy 1060. Miała wiele wspólnego z serią 2000: odporną na wibracje obudowę oraz charakterystyczne dla Bouldera radiatory. Rok później na targach CES w Las Vegas zadebiutował preamp 1012 z przetwornikiem c/a. Wydawał się on wewnętrznym konkurentem referencyjnego 2010. Za 40% ceny flagowca oferowano wszechstronne urządzenie z trzema wejściami analogowymi, czterema cyfrowymi oraz świetnym stopniem korekcyjnym dla gramofonu. Podobnie jak 2010, nową konstrukcję wyposażono w oddzielny układ wzmacniający oraz wyraźny, w pełni programowalny wyświetlacz. Także DAC 1012 był oparty na tej samej kości DSP Texas Instruments, która pracowała w droższym modelu.
Urządzenia serii 1000 sprzedawały się bardzo dobrze, a Jeff Nelson postanowił dodać kolejne komponenty. Tak oto w 2003 roku pojawiły się 500-watowe monobloki 1050 oraz przedwzmacniacz 1010.
Nowy preamp był najtańszym urządzeniem amerykańskiej firmy i od razu stał się bestsellerem. Tym samym walnie przyczynił się do rozszerzenia grona użytkowników, dla których do tej pory sprzęt Bouldera pozostawał w sferze marzeń.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Płyty surowego aluminium
czekają na obróbkę.

   

   
Nowe wyzwania na nowe tysiąclecie
Wejście ludzkości w XXI wiek oznaczało dla Bouldera nową erę w rozwoju. W większym zakładzie zainstalowano nowe maszyny oraz udoskonalono linie montażowe. Dział badawczo-rozwojowy oraz laboratorium testowe otrzymały nowoczesne, skomputeryzowane narzędzia. Nie zapomniano także o odpowiednim pomieszczeniu odsłuchowym.
Idąc z duchem czasu, Jeff Nelson poczynił duże inwestycje w sprzęt komputerowy i oprogramowanie. W latach 2004-2005 zaczęto używać zaawansowanej aplikacji 3D CAD, która pozwalała na tworzenie coraz bardziej skomplikowanych projektów przy jednoczesnym skróceniu czasu oczekiwania na powstanie prototypu. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
W 2005 roku, po raz pierwszy od sześciu lat, Boulder zaprezentował zupełnie nową serię 800. Pierwszymi jaskółkami zwiastującymi zmiany były 200-watowe monobloki 850, zamknięte w kompaktowej obudowie, równej połowie szerokości typowego urządzenia hi-fi. Rok później dołączył do nich w pełni zbalansowany liniowy przedwzmacniacz 810, oparty na starszym 1010.

Reklama


W 2007 roku linia 800 powiększyła się o stereofoniczny wzmacniacz mocy 860. Dzięki unowocześnieniu procesu projektowania i produkcji udało się znacząco zejść z ceny, przy zachowaniu wszystkich atrybutów wcześniejszych modeli. W momencie debiutu wzmacniacz 860 kosztował 8500 dolarów i wraz z preampem 810 za 6900 USD tworzył pełnowartościowy system Bouldera w cenie szokująco niskiej dla posiadaczy wyższych serii.
Jeszcze nie minął wstrząs związany z pojawieniem się „budżetowych” „osiemsetek”, gdy w tym samym roku Boulder zaskoczył świat hi-endu pierwszym zintegrowanym wzmacniaczem w swojej historii – modelem 865. Było to zamknięcie w jednej obudowie preampu 810 i stereofonicznej końcówki 860. Z ceną 12 tysięcy dolarów był o prawie 3,5 tysiąca tańszy od zestawu dzielonego, oferując takie same parametry. Przenosił pasmo w zakresie 0,015 Hz – 95 kHz przy zniekształceniach 0,0035% i dynamice 108 dB. Dziś wciąż deklasuje większość konkurentów, zaś w 2007 roku była to czysta abstrakcja.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Tak powstaje radiator wzmacniacza
z serii 3000.

   

   
Tysiąc po raz drugi
Świat ekstremalnego hi-endu z zawiścią komentował sukces najnowszej linii 800, w skrytości ducha licząc na to, że Jeff Nelson skupi się na tańszych produktach i wypadnie z ekskluzywnego klubu. Nic bardziej błędnego.
W styczniu 2008 na targach CES w Las Vegas Boulder zaprezentował prototyp pierwszego… odtwarzacza CD. Prace nad modelem 1021 toczyły się przez dwa lata, ale ich rezultat dosłownie przyćmił konkurencję.
Wyposażono go m.in. w kolorowy dotykowy wyświetlacz o przekątnej 6,5 cala, doskonały układ mechaniczny oraz najnowszy DAC. Gwoździem programu był wbudowany odtwarzacz plików 32 bity/192 kHz, streamer oraz moduł łączności internetowej. Na początku 2007 roku! Przypomnijcie sobie, jak 17 lat temu wyglądał u nas dostęp do Internetu i jakich plików najczęściej słuchaliśmy.
Kosztujący 24 tys. dolarów odtwarzacz wzbudził zainteresowanie zwiedzających, lecz… musieli się uzbroić w cierpliwość. Działający prototyp prosto z Las Vegas wrócił do Kolorado, gdzie inżynierowie dopieszczali go przez kilkanaście kolejnych miesięcy.
Oficjalna premiera odtwarzacza 1021 miała miejsce w 2009 roku i to nie jedyna godna odnotowania nowość. Otóż w celu usprawnienia produkcji kupiono ultranowoczesną maszynę do wytwarzania płytek drukowanych w technice montażu powierzchniowego. Kosztowna inwestycja zwróciła się w dwójnasób. Po pierwsze, diametralnie poprawiła się jakość elektronicznych modułów, dzięki czemu praktycznie wyeliminowano odpady. Po drugie, możliwe stało się szybkie przestawianie produkcji zgodnie z harmonogramem zamówień oraz niemal natychmiastowe zaspokajanie potrzeb działu konstrukcyjnego. I życie byłoby bajką, gdyby nie klęska urodzaju.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Przedwzmacniacz L3AE z lat 80.
XX wieku w niczym nie przypomina
dzisiejszych urządzeń Bouldera.

   

   
Trzy tysiące
W Superior Boulder wytrzymał 15 lat, jednak teraz już po jedenastu zrobiło się ciasno. Konieczne było wynajęcie kolejnej siedziby, która sprostałaby wymaganiom dynamicznie rosnącej firmy. Tej akurat Nelson nie musiał długo szukać, bowiem dosłownie za rogiem zwolnił się zakład produkcyjny o powierzchni blisko 1000 metrów kwadratowych. To dopiero były hektary…
W nowej fabryce wszyscy wzięli się do pracy ze zdwojoną energią. Większa powierzchnia pozwoliła na kupno trzech następnych obrabiarek CNC. W tym momencie zostało udrożnione wąskie gardło w procesie produkcji.
Jakby roboty z realizacją bieżących zamówień nie było wystarczająco, dział konstrukcyjny opracował nową linię 3000. Jej pierwszym reprezentantem był monofoniczny wzmacniacz mocy 3050 i w chwili jego debiutu pojęcie „referencji” zyskało nowe znaczenie.
Przepotężny monoblok Bouldera dysponował mocą ciągłą 1,5 kW… w klasie A! Wewnątrz majestatycznej obudowy znalazło się 120 tranzystorów zasilanych przez cztery transformatory toroidalne. Każdy wzmacniacz 3050 potrafi zassać z sieci równe 6 kW, więc potencjalny użytkownik powinien się liczyć ze sporymi rachunkami za prąd.
Okręt flagowy Bouldera waży 161 kg/sztuka, ale należy do tego doliczyć firmowe granitowe podstawy. Projektanci nie przewidzieli ustawiania na stolikach, a izolacja od podłoża była niezbędna. Z czasem granit zastąpiły 39-kg antywibracyjne podstawy z aluminium. Wkrótce do monobloków dołączyły przedwzmacniacz 3010 oraz końcówka stereo, po czym dział konstrukcyjny mógł chwilę odsapnąć. Błogie lenistwo nie było mu jednak pisane.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Brzydkie kaczątko L5AE zamieniło się
w pięknego łabędzia – L5M.
Wnętrze pozostało to samo.

   

   
Nowe pomysły i stare problemy
W świecie ultra hi-endu czas płynie znacznie wolniej niż w pozostałych dziedzinach życia, ale przecież nie stoi w miejscu. Dysponując nową maszyną do produkcji płytek SMD, Jeff Nelson postanowił zmodernizować dość już wiekową serię 2000.
W styczniu 2013 światło dzienne ujrzały nowy przedwzmacniacz 2110 i gruntownie przeprojektowane monobloki 2150. W maju dołączyła do nich 600-watowa końcówka stereo 2160, a rok później – przetwornik cyfrowo-analogowy z wbudowanym streamerem 2120.
Po zakończeniu odświeżania serii 2000 na pierwszy plan wysunął się problem… ciasnoty. Znowu?! Blisko 1000-metrowy zakład przy Prairie Avenue szybko zapełnił się dodatkowymi maszynami i obsługującymi je ludźmi, co groziło zachwianiem dotychczasowego reżimu technologicznego. Pojawił się jednak nieoczekiwany kłopot. Dynamicznie rozwijający się biznes w hrabstwie Boulder był w stanie wchłonąć każdy budynek przemysłowy i magazynowy w okolicy. A tych nie przybywało. Nie pozostawało zatem nic innego, jak wybudować własny, spełniający wszystkie wymagania związane ze specyfiką Bouldera.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Na tej niepozornej maszynie powstają
najbardziej skomplikowane płytki SMD.

   

   
Wreszcie na swoim!
W 2015 roku Jeff Nelson kupił jeden z ostatnich wolnych placów w okolicy – dużą parcelę w miejscowości Louisville. Budowa nowej fabryki, leżącej niespełna kwadrans od dotychczasowej, ruszyła z kopyta. Huczne otwarcie zakładu Boulder Amplifiers przy Taylor Avenue nr 225 nastąpiło już pierwszego sierpnia 2016 roku.
Nowa siedziba o powierzchni ponad 2000 m² imponuje rozmachem. Pod jednym dachem, prócz części produkcyjnej i magazynowej, zmieściły się: sala konferencyjna, studio fotograficzne oraz trzy pomieszczenia odsłuchowe.
Aktualna oferta Bouldera składa się z 15 urządzeń, pogrupowanych w pięciu seriach. Rozstrzał cenowy jest ogromny, od 5000 dolarów za phono stage 508, po… ćwierć miliona za parę monobloków 3050!
Kalkulując ceny, szefostwo firmy nie zakłada z góry określonego budżetu. Najpierw pojawia się projekt, a dopiero później liczenie wszystkich kosztów. I tutaj mała dygresja.

Reklama


Najbardziej kosztownymi elementami wzmacniaczy są obudowy. W czasie pandemii ceny aluminium wzrosły do niespotykanych wcześniej poziomów, z niespełna 1300 dolarów za tonę w kwietniu 2020 do 2800 $ we wrześniu 2021. Po kilkumiesięcznej stabilizacji wybuch wojny na Ukrainie wywindował ceny aluminium powyżej 3,5 tysiąca dolarów, po czym powoli spadały one do obecnego poziomu w okolicach 2200 USD. Nie pozostało to bez wpływu na koszty produkcji i opłacalność przedsięwzięcia, z czego klienci nie zawsze zdają sobie sprawę. Wróćmy zatem do fabryki.
Każdy klient może odwiedzić zakład w Louisville i na własne oczy obejrzeć proces produkcyjny. Jeff Nelson nie ma tutaj nic do ukrycia. Prześledźmy zatem drogę, jaką musi przejść każde urządzenie, zanim trafi w ręce nowego właściciela.
Obecnie przy Taylor Avenue 225 pracują 33 osoby. Pięć z nich, łącznie z Jeffem, zajmuje się projektowaniem, cztery – sprzedażą i administracją, zaś pozostali są zatrudnieni bezpośrednio przy produkcji. Wiele osób pracuje tu od ponad 20 lat, a najstarsza – niemal od samego początku firmy. Mimo sporych niekiedy różnic wieku, wszyscy są ze sobą po imieniu, nie wyłączając Jeffa Nelsona. Przyjmijmy zatem tę konwencję w trakcie zwiedzania zakładu.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Reprezentacyjna sala odsłuchowa.

   

   
Pierwsze kroki
Legendarny chiński filozof Lao Tzu 2500 lat temu powiedział, że nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Podróż wzmacniaczy Bouldera zaczyna się w dziale konstrukcyjnym. Kluczową postacią jest w nim niepozorny, czterdziestokilkuletni inżynier Doug. Nosi flanelową koszulę w kratę i wyblakłą wojskową bejsbolówkę, przez co łatwo go pomylić z jednym z tutejszych farmerów. Ale to tylko pozory. Doug jest jednym z najlepszych projektantów 3D CAD w branży, w dodatku posiadającym ogromne doświadczenie.
Pierwsze kroki w modelowaniu komputerowym, jeszcze w 2D, stawiał ćwierć wieku temu w… Boulder Amplifiers. Na początku tylko asystował bratu, zatrudnionemu na stanowisku projektanta. Gdy ten odszedł z firmy, właściciel od razu posadził za klawiaturą Douga. Podpatrując wcześniej, jak pracuje, docenił umiejętności chłopaka i polecił zakupić dla niego najlepszy program do modelowania trójwymiarowego, bez względu na koszty. Było to dwie dekady temu i od tamtej pory wszystkie urządzenia Bouldera najpierw powstają w świecie wirtualnym.
Zanim jakiś wzmacniacz lub preamp stanie się prototypem, Doug projektuje w 3D dosłownie wszystkie elementy, od najdrobniejszej śrubki, przez moduły elektroniczne, aż po kompletne obudowy. Najpierw zajmuje się wnętrzami urządzeń, płytkami z elektroniką, zasilaniem, sposobami montażu elementów itd. Dopiero później całość jest „owijana” obudową. W dodatku Doug musi tak zaprojektować środek, aby nie tylko ułatwić pracę monterom, ale też później serwisantom. Porównajcie to z produkcją samochodów, gdzie największy nacisk kładzie się na szybkość fabrycznego montażu, a później mechanicy gimnastykują się przez kilka godzin, żeby wymienić żarówkę za 20 złotych.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Stanowisko testowe inżyniera
Jamesona.

   

   
Gdy pierwsza wersja jest gotowa, z twardej pianki wykonuje się model w skali 1:1. Na tym etapie koryguje się gabaryty, proporcje i ozdobne detale. Następnie na podręcznej drukarce 3D wykonuje się elementy obudowy oraz… piloty. Muszą być nie tylko ładne, ale i ergonomiczne.
Po naniesieniu poprawek oblicza się masę urządzenia, czas niezbędny do wykonania podzespołów i montażu oraz przybliżony koszt wytworzenia. Kiedy zostaną zaakceptowane, można przystąpić do składania pierwszego urządzenia. Od razu poddawane jest ono surowej ocenie przez komitet złożony z pracowników działu konstrukcyjnego, produkcji i marketingu. Każdy z nich zgłasza własne uwagi i jeśli zyskają aprobatę komitetu, zostaną uwzględnione w trakcie dalszego projektowania. Przykładem niech będą „topograficzne” fronty odświeżonej serii 1100.
W czasie jej modernizacji na przednich ściankach pojawiły się nieoczekiwanie dziwne krzywizny. Po rozszyfrowaniu okazały się mapą topograficzną pobliskiej góry Flagstaff. Pomysł jest dziełem jednego z techników, zapalonego kolarza górskiego, który zaproponował przeniesienie na przednią ściankę wzmacniaczy ulubionej trasy rowerowej. Tym samym potwierdziła się zasada, że każdy pracownik Bouldera może wnieść swój wkład w ostateczny projekt.
Po uwzględnieniu wszystkich uwag powstają egzemplarze przedprodukcyjne i dopiero one zostają poddane wnikliwym testom. Poza tradycyjnymi pomiarami parametrów, każdy przechodzi żmudną procedurę odsłuchową, weryfikującą pierwotne założenia brzmieniowe. Podstawą pozostaje wierność nagraniom, nawet gdyby miała obnażyć ich niedoskonałości. Przy tworzeniu muzyki można stosować różne triki, by osiągnąć zamierzony efekt, jednak wzmacniacze nie mają prawa niczego w nim zmieniać.
Po zakończeniu tego etapu i naniesieniu ewentualnych poprawek urządzenie jest montowane w ostatecznej formie i jeżeli przejdzie końcowy sprawdzian, trafia do produkcji.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Nawet najtańsze urządzenie Bouldera
– korekcyjny moduł 508 – przeszło
morderczą procedurę kontrolną.

   

   
Metaloplastyka
Jak wspomniałem, najkosztowniejszym i najbardziej materiałochłonnym etapem produkcji jest wykonanie obudów. Powstają one na pięciu wieloosiowych obrabiarkach CNC marki Haas, które frezują z bloków aluminium wszystkie części składowe, z radiatorami włącznie. Dzięki temu można nadawać im dowolne, nawet najbardziej skomplikowane kształty.
Kolejny etap to szlifowanie każdego elementu, za które odpowiada Sandy. Do niej należy usunięcie najmniejszego nawet śladu po obrabiarkach. Biorąc pod uwagę masę części, siłownia jej raczej niepotrzebna. Po zakończeniu szlifowania na matowe jeszcze panele czeka wąsaty jegomość imieniem Ron. Pora przejść do komory strzałowej.
Jest to hermetyczna kapsuła, wewnątrz której każdy element obudowy jest polerowany szklanymi koralikami. Śrutowanie nie jest zajęciem, o jakim marzy się w piątkowe wieczory. Ubrany w szczelny kombinezon Ron przez wiele godzin operuje grubym wężem, podającym pod ciśnieniem gorącą wodę z mikroskopijnymi szklanymi kulkami.
Po wielu próbach zdecydowano się na szkło zamiast powszechnie stosowanego kwarcu, ponieważ jeden większy kryształek, przypadkowo zaplątany w partii piasku, może uszkodzić nieskazitelną powierzchnię. W przypadku szklanych kulek ryzyko to nie występuje, a gwarantem jakości jest ich producent – renomowana włoska firma Ballotini.
Po opuszczeniu komory strzałowej wszystkie aluminiowe płyty są odtłuszczane, pakowane w skrzynie i wysyłane do kooperanta w Denver do anodowania. Ze względu na koszt budowy stanowiska do kąpieli kwasowej oraz toksyczność procesu Jeff wolał się zdać na wyspecjalizowanego podwykonawcę.
Po anodowaniu obudowy wracają do Louisville, gdzie czekają na montaż elektroniki.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Współczesny moduł wzmacniający 99H.

   

   
Płytkologia stosowana
Produkcją płytek z modułami elektronicznymi zajmuje się David. Od blisko 25 lat Boulder dysponuje własną maszyną do montażu powierzchniowego, co stanowi rzadkość wśród butikowych producentów hi-endu. Nakładanie elementów na płytki odbywa się w otoczeniu próżniowym i okazuje się zaskakująco powolne i precyzyjne. Wyprodukowanie mniejszych modułów trwa 15 minut, a największych – nawet 40. Przed skierowaniem do montażu każda płytka jest kontrolowana pod mikroskopem i jeśli zostaną dostrzeżone jakiekolwiek uchybienia, trafia do kosza.
Kluczowym elementem wszystkich urządzeń Bouldera są wielostopniowe moduły wzmacniające, oparte na patencie Deana Jensena. Do ich budowy wykorzystuje się elementy dyskretne, a testowanie i kalibracja każdego modułu może trwać nawet 30-40 godzin. Jest to najbardziej czasochłonny etap produkcji, który w przyszłości zaprocentuje długoletnią niezawodnością i stabilnością parametrów. Gotowe moduły zamyka się w aluminiowych obudowach i zalewa żywicą epoksydową.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Seria 1100 z „topograficznymi”
przednimi ściankami.

   

   
Bez prądu nie ma zabawy
Zanim dotrzemy do linii montażowej, musimy zahaczyć o stanowisko z transformatorami. A jest ich prawdziwe zatrzęsienie. Jeff Nelson nie żałuje energii budowanym przez siebie wzmacniaczom, więc na komplet monobloków z serii 3000 trzeba zużyć aż osiem toroidów. W serii 1100 nie ma już takiego rozpasania, a w każdej obudowie znajdują się „tylko” dwa trafa.
Jeff nie zdecydował się na organizację osobnego stanowiska do nawijania transformatorów. Zamiast tego od wielu lat współpracuje z lokalnym specjalistą spełniającym wszelkie jego zachcianki. Warsztat dostarcza zasilacze wielu high-endowym wytwórniom, więc niczego nie trzeba tłumaczyć dwa razy.
Zamiast zwyczajowych gniazd IEC w swoich wzmacniaczach Boulder montuje potężne przemysłowe 32-amperowe Big Blue. Nie na postrach bynajmniej, lecz ze względów praktycznych. Gniazda zasilające w USA różnią się bowiem od stosowanych w innych częściach świata. Chcąc dopasować złącze do kraju zagranicznego odbiorcy, trzeba by wykonywać dwa rodzaje tylnych ścianek, a to wprowadziłoby zamieszanie. Aby go uniknąć, do każdego wzmacniacza dołączane się firmowe przewody zasilające, co uwalnia przyszłego użytkownika od kłopotów z podłączaniem.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Radiatory we wzmacniaczu 1161
przypominają skomplikowaną kratownicę.

   

   
Koniec wieńczy dzieło
Kiedy już wszystkie elementy elektroniczne są gotowe do zamontowania, trafiają do ostatecznej weryfikacji. Zajmuje się tym dwóch młodych ludzi, na których ciąży ogromna odpowiedzialność. Na ich stanowisku testowany jest bowiem każdy komponent, każda płytka i zasilacz. Dopiero kiedy przejdą kontrolę, trafiają na linie montażowe.
Najpierw skręca się obudowy. Za tymi niewinnymi słowami kryje się montaż skrzyń odpornych na wibracje. Stąd m.in. nietypowe kształty radiatorów. W przeciwieństwie do powszechnie stosowanych piór, te we wzmacniaczach Bouldera nie zachowują się jak kamertony, lecz – niczym kratownice – pomagają usztywnić ścianki.
Walka z wibracjami przybrała w Louisville formę cokolwiek obsesyjną, ponieważ, w jej ramach żywicą zalewa się nie tylko transformatory, ale również moduły wzmacniające, a nawet tranzystory mocy. Dodajmy do tego jeszcze podstawy antywibracyjne, do których montuje się płytki z elektroniką, oraz warstwy tłumiące w spodach i pokrywach, a otrzymamy urządzenia nieczułe chyba nawet na trzęsienia ziemi.

Reklama


Gotowe produkty przed spakowaniem poddaje się wyczerpującym testom. Jeżeli jesteście szczęśliwymi posiadaczami któregoś ze wzmacniaczy Bouldera, to wiedzcie, że zanim trafił w Wasze ręce, przeszedł przez tor przeszkód inżyniera Jamesona. Ten szczupły, szpakowaty mężczyzna z niezwykłą skrupulatnością szuka najmniejszych niedoskonałości. Zazwyczaj niczego nie znajduje, bo jego poprzednicy też nie są amatorami, ale – jak to mówią – kontrola jest najwyższą formą zaufania. W wolnych chwilach Jameson odpowiada na maile związane z ewentualnymi problemami eksploatacyjnymi, rozrysowuje płytki drukowane, a nawet projektuje własne układy analogowe i cyfrowe. Prawdziwy człowiek-orkiestra.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Wnętrze modułu jednego kanału
w preampie 2110.

   

   
I to już koniec? Bynajmniej.
Każdy produkt po przetestowaniu przez Jamesona jest przez tydzień wygrzewany, po czym z powrotem trafia w jego ręce. I cała zabawa zaczyna się od nowa. Celem tych zabiegów jest upewnienie się, że żadne parametry pracy nie uległy zmianie pod wpływem temperatury.
A teraz najprzyjemniejsza część. Przed spakowaniem w solidne skrzynie każde urządzenie trafia do jednego z dwóch pokoi odsłuchowych, gdzie w towarzystwie kolumn YG Acoustics następuje ostateczna weryfikacja. Oczywiście zajmuje się tym niezmordowany Jameson, a pomaga mu Kenzo. Ostatni etap produkcji Bouldera to marzenie każdego audiofila.
A teraz wróćcie do cytatu na początku. Dalsze komentarze są chyba zbędne.

 

040 043 Hifi 12 2023 001

 

Stereofoniczny wzmacniacz mocy
2160 w trakcie montażu.

   

   
Epilog, czyli chwila szczerości
Trzecie – największe – pomieszczenie odsłuchowe w Louisville przeznaczone jest do prezentacji wzmacniaczy przybyłym gościom. Do odsłuchów wykorzystuje się majestatyczne Focale Grande Utopia, które wyjątkowo dobrze dogadują się z amerykańskimi piecami. Nie znaczy to, bynajmniej, że producent rekomenduje takie połączenie jako jedynie słuszne. Wzmacniacze Bouldera będą bezproblemowo pracowały ze wszystkimi kolumnami, a za ewentualne niedostatki brzmieniowe Jeff obwinia przede wszystkim pomieszczenia odsłuchowe. Jak powiedział w jednym z wywiadów: „Pokój to połowa brzmienia, druga połowa to kolumny, a wzmacniacz musi tylko bez zniekształceń przekazać sygnał ze źródła do głośników. Gdybym miał komuś doradzić, na co powinien wydać pieniądze, to przede wszystkim na kolumny, potem na akustykę i dopiero na końcu na elektronikę”.
Powiedział to facet, który od czterech dekad produkuje jedne z najlepszych i najdroższych wzmacniaczy na świecie…

 

 

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 01/2024