HFM

artykulylista3

 

Andrzej Korzyński – metronom serca

068 071 Hifi 06 2022 014
W życiu prywatnym cenił sobie stabilizację: spokojny dom, wierność w uczuciach, przyjaźń. W twórczości stawiał na różnorodność i poszukiwania. Wyznawał prostą zasadę, że puls muzyki powinien oddawać tempo wydarzeń i temperaturę emocji panującą w piosence czy na ekranie. 80 uderzeń metronomu to naturalny puls serca w codziennych, bezpiecznych sytuacjach. W stanie ekscytacji, wzburzenia czy niepokoju tempo uderzeń serca-metronomu wzrasta do 120 na minutę, a nawet więcej.



Jego biografia jest zarazem historią pokolenia, które wkraczało w dorosłe życie pod koniec lat 50. XX wieku. Zazdrościło rówieśnikom z Zachodu barwnego, swobodnego życia i próbowało – mimo wszelkich ograniczeń politycznych, społecznych i obyczajowych – ziszczać marzenia o szczęściu i rozwoju. Jemu się udało – dzięki talentowi, pilnej pracy, ale i sporej dozie szczęścia – do ludzi i okoliczności. Jego sukcesy były organicznie związane z sukcesami piosenkarzy, reżyserów filmowych, producentów fonograficznych. Dzieje tej owocnej współpracy to dzieje prawie 60 lat polskiej muzyki rozrywkowej i polskiego (a także europejskiego) kina.
Andrzej Korzyński spoczął w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach Wojskowych. Pożegnaniu towarzyszyła jego muzyka, którą sam wybrał na tę uroczystość: fragmenty ścieżki dźwiękowej „Człowieka z żelaza” i piosenka „Żółte kalendarze”.


068 071 Hifi 06 2022 001

 


Matka matką artysty
Urodził się w Warszawie w pierwszych miesiącach wojny – 2 marca 1940 roku. W domu słuchało się muzyki; matka myślała nawet o studiach wokalnych. Trzyletni Andrzej śpiewał arie operowe i przeboje z repertuaru Jana Kiepury. Trudno było upilnować szkraba, który po godzinie policyjnej chciał dawać recital na balkonie. Miał bardzo dobry słuch, więc tuż po wojnie matka kupiła okazyjnie fortepian, ocalały z jakiegoś zrujnowanego mieszkania.
Pierwsza nauczycielka omal nie zniechęciła chłopca do nauki, bijąc go linijką po palcach i tępiąc chęć improwizacji. Matka poprosiła o radę młodego pianistę Władysława Kędrę (który wkrótce, w 1949 roku, zdobył V nagrodę na Konkursie Chopinowskim). Kędra pochwalił umiejętności Andrzeja i stwierdził, że warto go posłać do szkoły muzycznej. Korzyński przeszedł zatem etapy podstawowej i średniej szkoły muzycznej w klasie fortepianu (na egzaminie końcowym grał „Błękitną rapsodię” Gershwina), a potem studiów w stołecznej Wyższej Szkole Muzycznej w klasie kompozycji prof. Kazimierza Sikorskiego. Uczył się też gry na organach w klasie Feliksa Rączkowskiego. Sympatię dla organów przeniósł na wszelkie elektroniczne instrumenty klawiszowe; w późniejszych latach był jednym z pierwszych w kraju posiadaczy i użytkowników syntezatorów, takich jak Arp czy Moog; elektroniczne brzmienia stały się znakiem rozpoznawczym jego muzyki.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


Korzyński podkreślał, że stał się artystą dzięki matce. Widziała w nim przyszłego wielkiego pianistę. Korzystała z okazji, aby młodzieniec mógł się popisać publicznie, choćby w czasie wakacji, w muszli koncertowej parku zdrojowego. Syn nie znosił takich akcji; przymus występu wywoływał paraliżującą tremę.
Interesowała go pirotechnika i medycyna sądowa, lecz już od jedenastego roku życia wiedział, że zostanie zawodowym muzykiem. Chociaż uwielbiał grać boogie-woogie i ragtime’y, swoją przyszłość wiązał raczej z komponowaniem muzyki poważnej. Sonatą altówkową wygrał studencki konkurs kompozytorski. Pojechał nawet w nagrodę na miesięczne stypendium do Paryża i odbył kilka lekcji z Nadią Boulanger, mentorką wielu polskich kompozytorów XX-wiecznych. W 1964 roku jako pracę dyplomową przedstawił jednoaktową operę „Klucz” do libretta Edwarda Fiszera. Oceniono ją na piątkę i zarekomendowano do nagrania radiowego, do którego doszło w roku 1966. Udział w nim wzięli tak znani wykonawcy, jak dyrygent Antoni Wicherek oraz śpiewacy Anna Malewicz i Edward Pawlak. Niestety, taśma spoczęła w archiwach radiowych, a sam kompozytor o niej zapomniał. Tuż po nagraniu mieli wraz z żoną poważny wypadek samochodowy. Później zajęły go sprawy rekonwalescencji i procesu sądowego, a w ogóle wstąpił już na inne terytorium niż muzyka poważna.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


Piosenki
Dzięki darowi improwizowania i orientacji w muzyce (zwłaszcza rozrywkowej; uwielbiał Raya Charlesa) student Korzyński dostał pierwsze zawodowe angaże. Został kierownikiem muzycznym kabaretu Manekin, redagował też audycję radiową „Studencki kwadrans muzyczny”. Poznał młodych radiowców, entuzjastów muzyki młodzieżowej, tzw. bigbitu. Razem z Witoldem Pogranicznym i Mateuszem Święcickim zaproponowali dyrekcji Polskiego Radia emisję codziennej audycji „Młodzieżowe Studio Rytm”, w której prezentowano by dokonania zespołów i solistów stawiających wtedy pierwsze kroki na estradzie, takich jak Niebiesko-Czarni, Trubadurzy czy Czesław Niemen.
Wcześniej szefem muzycznym Polskiego Radia był Władysław Szpilman, dla którego rock and roll był muzyką prymitywną i bezwartościową. Ważna komisja radiowa oceniała nadsyłane piosenki, a następnie zakwalifikowane do nagrania utwory przydzielała konkretnym wykonawcom – wtedy na antenie królowali Rena Rolska, Irena Santor itp. Propozycja Korzyńskiego i jego kolegów zakładała, że zaproszeni młodzi wykonawcy wchodzą do studia z własnymi piosenkami i nie mają narzucanego repertuaru. Sprytny argument, wymyślony przez Korzyńskiego brzmiał, że bigbit to głos młodego pokolenia proletariatu. I, o dziwo, to przekonało decydentów. W latach 1965-73 Młodzieżowe Studio Rytm nadało około 1300 piosenek. Wraz z młodymi wykonawcami w Polskim Radiu pojawili się młodzi „prezenterzy” i luźny, dowcipny język w zapowiedziach piosenek. Przy mikrofonie zasiedli wtedy m.in. Andrzej Turski czy Maria Szabłowska.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


Korzyński łączył pracę organizacyjno-redakcyjną z kreatywną. Z kilkorgiem absolwentów Wyższej Szkoły Muzycznej założył zespół Ricercar 64 (w składzie m.in. organy Hammonda, gitary, perkusja), grający głównie aranżacje muzyki poważnej i akompaniujący młodym solistom. Ściągnął z Lublina Piotra Szczepanika, studenta historii sztuki, popularnego w tamtejszym klubie studenckim piosenkarza. Szczepanik zaśpiewał „Żółte kalendarze” i „Kochać” – obie piosenki, skomponowane przez Korzyńskiego, zdobyły tytuł Piosenki Roku, odpowiednio: w 1965 i 1966. Autorowi przyniosły prestiż i wielkie na ówczesne czasy pieniądze z tantiem; mógł kupić dom na Mokotowie i samochód. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że do wykonania „Żółtych kalendarzy” przymierzały się najpierw dwie panie – córka Jeremiego Przybory Marta (modelka) i aktorka Beata Tyszkiewicz. Delikatny, nieśmiały Szczepanik okazał się strzałem w dziesiątkę.
600 tysięcy egzemplarzy płyty z przebojami Szczepanika i wymierny sukces finansowy przekonały Korzyńskiego, aby poświęcić się muzyce nie-poważnej. Jego inwencji zawdzięczamy takie ponadczasowe hity jak „Do łezki łezka” Maryli Rodowicz czy „Motylem jestem” Ireny Jarockiej. W 1983 wymyślił postać Franka Kimono, ni to dyskdżokeja, ni to bramkarza, chwalącego się barwnym życiem, które wiedzie w nocnym klubie. Kompozytor Korzyński, pod pseudonimem Andrzej Spol, napisał również superśmieszne teksty piosenek Franka Kimono („Leżąc płasko, od podłogi/W rytm podnosisz obie nogi/W górę piersi, w dół miednice/Imitujesz gąsienice”). Wykonał je Piotr Fronczewski, z błogosławieństwem Gustawa Holoubka (!). Mistrzowsko pół-melodeklamujący Fronczewski stał się ojcem polskiego rapu.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


W 1991 Korzyński znów wyznaczył/wyprorokował trend w polskiej rozrywce. Napisał tekst wyśmiewający pierwsze po przemianie ustrojowej reklamy telewizyjne. Jego syn, Mikołaj, wówczas licealista, skomponował prostą, chwytliwą melodię, a zaśpiewali – Marlena Drozdowska i Marek Kondrat. To, co było zamierzone jako inteligentny persyflaż, było przez publiczność przyjmowane bez dystansu i zdobyło popularność, nomen omen, ludową. Kaseta z piosenką „Mydełko Fa” królowała na targowiskach – na straganach i łóżkach polowych, a spółka Korzyńscy Ojciec i Syn przepowiedziała nurt disco polo.
Chyba jednak największym i najpiękniejszym przebojem, jaki wyszedł spod pióra Korzyśnkiego, był ten pierwszy, z 1965 roku: „Żółte kalendarze”.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


Kompozytor z dobrym wzrokiem
Andrzej Żuławski twierdził, że kompozytor, który nie widzi, nie może napisać dobrej muzyki filmowej. Korzyński świetnie rysował i malował, dlatego Żuławski powierzył mu oprawę muzyczną prawie wszystkich swoich filmów. Korzyński zaś cenił w przyjacielu to, że dawał mu wolność i ufał w efekt; nie ciął odcinków zaplanowanych jako całość. Przy ostatnim ich filmie – „Kosmos” – zamówił muzykę już na poziomie scenariusza i to, co wymyślił Korzyński (czytając również pierwowzór literacki Gombrowicza), zwłaszcza arie bohatera, bez zmian weszło do ostatecznej wersji filmu.
Poznali się jako dwunastolatkowie, w piątej klasie szkoły podstawowej. Żuławski, syn dyplomaty, wrócił do Warszawy z zagranicznej placówki. Korzyński chodził do popołudniowej szkoły muzycznej, edukację ogólnokształcącą pobierał w normalnym trybie, ze wszystkimi dziećmi. W jego ławce było wolne miejsce, więc Żuławski usiadł obok niego i tak było też w liceum. Dwaj Andrzeje zaprzyjaźnili się na całe życie. Razem chodzili na wagary do… czytelni Biblioteki Narodowej. Razem spędzali wakacje – najpierw nad polskim morzem, a potem, na zaproszenie państwa Żuławskich, we Francji. Żuławski podziwiał talent muzyczny kolegi, a sam był melomanem; miał mnóstwo płyt z muzyką klasyczną i świetny sprzęt odtwarzający. Wspólnie słuchali i snuli wspólne plany artystyczne. Planowali operę, z librettem Żuławskiego i muzyką Korzyńskiego. I rzeczywiście, stworzyli operę, tyle że nie wspólnie. Korzyński napisał dyplomowy „Klucz”, ale bez libretta drugiego Andrzeja; Żuławski zekranizował „Borysa Godunowa” Modesta Musorgskiego. „Borys Godunow” i „Najważniejsze to kochać” to jedyne filmy Żuławskiego bez muzyki przyjaciela.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


W 1967 obaj zadebiutowali w kinie. Żuławski wyreżyserował pierwszy samodzielny półgodzinny film telewizyjny według noweli Żeromskiego „Pavoncello”. Wybór Korzyńskiego – autora przebojowych piosenek – wzbudził wątpliwości decydentów; nie był ani czynnym kompozytorem muzyki poważnej (jak np. Tadeusz Baird), ani znanym jazzmanem (jak Krzysztof Komeda). Skomponowana przez niego muzyka została zarejestrowana przez fatalnie rozstawione mikrofony i Korzyński, mający już spore doświadczenie radiowe, był pewny, że zrobiono to celowo. Zaproponował, że zrobi nagranie powtórnie, na własny koszt (miał zaoszczędzone pieniądze z tantiem). Zarówno etyka zawodowa młodego twórcy, jak i efekt artystyczny przyniosły mu rozgłos w środowisku. Dostał zamówienie na soundtrack do pierwszego obrazu pełnometrażowego – „Wniebowstąpienie” w reż. Jana Rybkowskiego (jeden z najciekawszych polskich filmów o Holokauście, niesłusznie zapomniany). A potem zgłosił się Andrzej Wajda i w latach 1968-1970 Korzyński zrobił dla niego trzy filmy pod rząd: „Wszystko na sprzedaż”, „Polowanie na muchy” i „Brzezinę”. Potem nieraz jeszcze współpracowali, w tym przy „Człowieku z marmuru” i „Człowieku z żelaza” (Złota Palma w Cannes w 1981 roku). Do tego ostatniego filmu Korzyński ułożył nową, drapieżną, marszową melodię do tekstu „Ballady o Janku Wiśniewskim”.

068 071 Hifi 06 2022 001

 


Jako „oprawcę” muzycznego angażowali Korzyńskiego liczni reżyserzy z Polski (np. Sylwester Chęciński, Janusz Nasfeter, Władysław Ślesicki), Francji, NRD i RFN, Bułgarii, ZSRR. Wielka przyjaźń i wieloletnia współpraca połączyła Korzyńskiego z niemieckim reżyserem Celino Bleiweissem, dla którego opracował ścieżkę dźwiękową do kilkunastu filmów fabularnych i kilkuset odcinków serialowych (m.in. „Doktor z alpejskiej wioski”).
Ogółem miał w dorobku muzykę do ponad 150 filmów i seriali. Charakterystyczną cechą jego stylu było użycie syntezatorów, gitar elektrycznych i perkusji w połączeniu z klasycznym składem orkiestrowym. Dźwięk był miksowany, preparowany, przyspieszany i zwalniamy, odtwarzany od tyłu etc. Korzyński wymyślił brzmienie piekieł (w „Diable” Żuławskiego) i kosmosu („Na srebrnym globie” tegoż). Manipulacje taśmą ćwiczył od dziecka; na zabawach z magnetofonem on i Żuławski spędzali godziny.

068 071 Hifi 06 2022 011

 


Praca za granicą przynosiła dobry dochód, lecz czasem też i poważne kłopoty. Zdarzały się trudności z wyegzekwowaniem honorarium; z drugiej strony, polskie urzędy skarbowe oskarżały kompozytora o machinacje walutowe. Nakładały olbrzymie kary, zatrzymywały paszport. Dowodzenie własnej uczciwości i walka o to, co się człowiekowi należy, bywa długa i trudna, lecz Korzyńskiemu jakoś udawało się cało wychodzić z opresji. Nieraz zdarzało mu się poskramiać peerelowskich funkcjonariuszy powołaniem się na… „Żółte kalendarze”. Raz nawet, gdy po wybuchu sylwestrowej petardy groziła mu utrata poharatanych opuszków palców, „Kalendarze” obudziły w dyżurnym chirurgu całą maestrię szycia i palce klawiszowca cudem uratowano. Życiorys Korzyńskiego dowodzi trafności określenia: „w czepku urodzony”.
Największy sukces Korzyńskiego w kinie polskim? Zapewne „Akademia Pana Kleksa” z 1984 – musicalowa adaptacja powieści Jana Brzechwy i jej trzyczęściowa kontynuacja. Opowieść z ekranu przeniesiono na scenę Teatru Roma i zagrano tam 150 razy. A nagrania piosenek do filmu odbywały się w domu kompozytora; wszyscy domownicy cierpliwie znieśli zamęt, jaki tam wniosła chłopięca czereda.

068 071 Hifi 06 2022 013

 


Puls satysfakcji
Kilkanaście lat temu muzyką filmową Korzyńskiego zainteresowali się kulturoznawcy i producenci w Anglii i Australii. Soundtrack filmów Żuławskiego „Opętanie” czy „Diabeł” wydawał się tak zjawiskowy i na swoje czasy odkrywczy, że urządzano specjalne pokazy i zaczęto wydawać płyty z utworami Korzyńskiego, także z czasów Arp Life, zespołu, którego w latach 70. XX wieku był klawiszowym liderem. Muzyka z cyklu o Panu Kleksie zainspirowała multimedialny performance „Kleksploitation”. Angielska firma fonograficzna Finders Keepers i polska GAD Records systematycznie wydają rozmaite zremasterowane nagrania obfitego dorobku Korzyńskiego. Odnajdują się taśmy uznane za zaginione.
Na człowieka obracającego się w świecie artystów, często wyjeżdżającego, pracującego od zamówienia do zamówienia, z niezłymi dochodami, czyha wiele pokus i nałogów. Korzyński starał się im oprzeć. Chronił swoją prywatność. Miał jedną żonę (jest absolwentką afrykanistyki; pracowała w radiu). Zapewnił dobre wykształcenie synowi (ukończył średnią szkołę muzyczną, politologię i dziennikarstwo; jest scenarzystą). Narzeczona (a potem żona) Sylwia była córką Włodzimierza Sokorskiego, który w czasach, gdy Korzyński zaczynał przygodę z radiem, był szefem Radiokomitetu. Kompozytor nie ukrywał, że ułatwiło to powołanie i funkcjonowanie Studia Rytm, ale ani Sokorski nie był omnipotentny, ani wieczny na stanowisku. Korzyński utrzymywał poprawne kontakty z teściem, lecz w swej intensywnej działalności artystycznej mógł liczyć tylko na siebie.
Miał świetną pamięć, dar żywej narracji, a opowiadając, ciepło mówił o ludziach, z którymi pracował lub się przyjaźnił. Barwnie kreślił obraz sytuacji. Udzielił wielu wywiadów w prasie i radiu (istnieją podcasty). Wydano książkę z wywiadem-rzeką „Znam wszystkie wasze numery” (rozmowa z Marią Szabłowską), a Grzegorz Brzozowicz w 2015 nakręcił świetny dokument „Zagubiony diament – Andrzej Korzyński”, dostępny online bezpłatnie.
Piosenki i filmy, muzyka w tempie serca – to pozostanie.

068 071 Hifi 06 2022 001

 

 



Hanna Milewska
06/2022 Hi-Fi i Muzyka