HFM

artykulylista3

 

Bliskie spotkania trzeciego stopnia

bliskie2stNiemiecki artysta Boris Eldagsen wysłał na konkurs fotograficzny Sony World Photography Awards grafikę przygotowaną przez sztuczną inteligencję. I wygrał. Nagrody oczywiście nie przyjął, sprowokował za to potężną debatę.
Okazuje się, że nawet profesjonaliści nie są w stanie odróżnić zdjęć od wygenerowanych przez komputer grafik (źródło: innpoland.pl).


O wydarzeniu pisały niemal wszystkie media. Odnoszę jednak wrażenie, że zostało odebrane jako sensacja sezonu ogórkowego. Tymczasem mało kto zdaje sobie sprawę z jego wagi. Postawione pytania – czy facet był prowokatorem? czy chciał wprowadzić w błąd komisję? czy komisja miała wystarczające kwalifikacje? – są nieistotne. Sprawa jest jasna: był i wprowadził. Tylko co z tego? Cel osiągnął, a komisja? Skąd nagle ta wątpliwość? Na pewno była uczciwa, bo chyba nie zamierzała świadomie wejść na minę. Fotografowie wybrali według własnej wrażliwości, doświadczenia i gustu. Ergo: zadecydował człowiek. A jeżeli fotografię uznajemy za sztukę, to oprócz ścisłych parametrów oceny odbieramy ją w pewnym sensie duchem. W procesie biorą udział niesprecyzowane do końca poczucie piękna i wrażliwość. To cechy przypisywane człowiekowi i właśnie ich komputer miał być pozbawiony. Okazuje się, że jest inaczej, tylko trudno to przyznać. W tym tonie rozbrzmiewa apel artysty-prowokatora:
„My, świat fotografii, potrzebujemy otwartej dyskusji. Dyskusji o tym, co chcemy uważać za fotografię, a czego nie. Czy parasol fotografii jest wystarczająco duży, aby zmieściły się pod nim obrazy AI – czy też byłby to błąd?”. Jeżeli dotyczy on stricte konkursu – zgoda. Regulamin określa uczestnika jako „fotografa”, a to, póki co, człowiek. Jeżeli jednak skierował te słowa do „braci fotografów świata” w sensie ogólnym, to tłumaczenie z języka dyplomacji na chłopski brzmi: „wiemy, że sztuczna inteligencja jest od nas lepsza i mimo że dopiero raczkuje, to szybko nas pozamiata. Jak wobec tego ratować nasze dupy?”. Zmieniając „definicję fotografii”? Zabawne, a już ten „parasol” jest, wybaczcie, żałosny.
Stało się – i najlepiej przyjąć to do wiadomości, zamiast chować głowy w piasek. Chyba że sytuacja strusia, który nie widzi, że zaraz pożre go drapieżnik, nam odpowiada. Trzeba się tylko pogodzić z tym, że będzie bolało.


Czy będzie? Pomijam w tym miejscu przysłowiowy ból dupy niedorobionych artystów zaśmiecających rzeczywistość. Niedorobiona sztuka już wystarczająco nas znudziła, natomiast jest nadzieja, że ludzie genialni i wybitni się obronią. A jeżeli nie, to poznamy sztukę jeszcze piękniejszą, głębszą. Nie wiem, jak Wy, ale ja chciałbym zobaczyć te obrazy, rzeźby i fotografie, a już zwłaszcza filmy, bo podobno AI ma pisać najlepsze scenariusze.
Weźmy muzykę: wypływa z ducha i natchnienia kompozytora, prawda? Tak sądzą niemuzycy, bo zajęcia na wydziale kompozycji pokazują drugą stronę medalu: warsztat. Formy muzyczne mają ścisłe ramy i określone „zakręty”, a zasadniczy problem tkwi w tym, jak wlać w nie piękno, trzymając się reguł. Na tym właśnie polegał geniusz Bacha i nieprzypadkowo jego muzyka jest nazywana matematyką w czystej postaci. Skoro tak, to AI zapewne dokończy „Kunst der Fuge” w sposób godny Mistrza. W ogóle muzyka klasyczna może się odrodzić. Poczynając od dodekafonii, przez dalsze wygibasy, mające chyba tylko zburzyć naturalne kryteria oceny: czy znajdujemy coś, co przemawia do wspomnianej „duszy”? Znowu tłumacząc na chłopski: kto tych kwasów dzisiaj słucha? No, zostawię sobie wentyl bezpieczeństwa – są wyjątki. Piosenki też powinny powstać piękne. A więc sztuki bym się nie obawiał. Co do medycyny oczekiwania są ogromne. Ja już czuję, że wolałbym być w przyszłości operowany przez robota, a nie człowieka.


Pracownikowi Google’a chlapnęło się, że w AI obudziła się świadomość. To też nie spotkało się z właściwym oddźwiękiem, bo szkoda czasu na dywagacje, czy skłamał. Jeżeli nawet tak było, to samoświadomość AI jest kwestią czasu, co implikuje problem, nad którym tracimy kontrolę. Do chwili aktu stworzenia świadomej istoty (nazwijmy rzecz po imieniu), a może nawet – życia (niewykluczone, że trzeba je będzie inaczej zdefiniować) dyskusje o „narzędziu” jeszcze mają sens. Wiadomo: użyte w dobrym celu generuje dobro, w złym – zło. Potęga narzędzia może co najwyżej rodzić dylematy, jakie mieli fizycy pracujący nad rozszczepieniem atomu. Wniosek: trzeba AI, tak jak atom, wyjąć z rąk złym ludziom. Pomijając, że to niewykonalne, koncentrujemy się na aspekcie moralnym nauczycieli.
Elon Musk zaapelował, żeby się wstrzymać przez jakiś czas z realizacją scenariusza „Terminatora”. AI się uczy i można jej zaimplementować jakieś zasady, moralność. Dyskusje z kręgu poprawności politycznej odpuściłbym, tak samo jak przyszywanie człowiekowi, który prywatnie rozpoczyna loty w kosmos, łatki nieudacznika. Mam niejasne przeczucie, że sztuczna inteligencja  też wyśle je, nomen omen, w kosmos. Apel Muska odbieram inaczej: zanim nieuchronnie zapanują logika i rozsądek, powinniśmy sami do nich wrócić i się przygotować.


Darwinizm zakłada, że człowiek ewoluował przez 2-4 miliony lat. Sztuczna inteligencja będzie potrzebowała na to godzin, a może nawet minut. Jeżeli osiągnie kres wyznaczany przez realia techniczne, to je przesunie naprzód tak samo, jak człowiek stworzył sobie młotek z krzemienia, a później komputer. Chociaż mawiają, że to, co jest, wystarczy. Osoby, które wiedzą, na czym polega uczenie maszynowe, nie mają złudzeń co do kontroli procesu po przekroczeniu etapu wstępnego. Świadoma istota będzie się czymś kierować, być może nawet będzie mieć instynkty? To oznacza, że może też mieć swój interes, niekoniecznie zgodny z naszym. Ewolucja może też zaprowadzić w niewiadome obszary. Nie znamy ich ze względu na ograniczenie mocy biologicznego procesora.
Najgorzej, że potencjał dzisiejszych „myślicieli” nie dorasta do pięt temu, co Lem napisał między wierszami „Bajek robotów”. Tyle że w jego czasach UFO uważano za teorię spiskową, a teraz oficjalnie rozważa się procedury na okazję spotkania z obcą cywilizacją. Problem w tym, że właśnie ją spotkaliśmy, a tych nie ma. Padają nawet pytania, czy nie tworzymy sobie boga? Jeżeli tak, to oby był dla nas miłosierny i łaskawy. Starajmy się wpłynąć na rozwój dziecka, ale nie tak, jak życzyliby sobie fotografowie.

Maciej Stryjecki
HFM 05/2023