HFM

artykulylista3

 

Ultrasone Edition 5 Unlimited

5257092015 01
Kiedy ukazała się recenzja limitowanej serii Edition 5, Czytelnicy podzielili się na dwa obozy. Pierwszy spod znaku „komuś rozum odjęło” i drugi: „muszę je mieć”. Trudno się dziwić emocjom, bo słuchawki kosztowały 15000 zł. Na chłopski rozum to zdzierstwo, ale trzeba przyznać, że były przepiękne.



Na temat cen można dywagować do woli, ale świat high-endu rządzi się swoimi prawami. 555 egzemplarzy rozeszło się jak świeże bułeczki. „Nadział na Polskę”, czyli kilkanaście kompletów, dawno się wyczerpał. Można więc dalej narzekać, ale kupić już się nie da.



 

Sukces modelu zaskoczył nawet producenta. Zapewne żałował, że nie ustawił limitu na 5555 egzemplarzy, ale mleko się rozlało i trzeba sobie radzić inaczej.
Pomysł był prosty: zrobimy takie same słuchawki, ale odchudzone o ekskluzywne bajery i obniżymy cenę o połowę.
I tak powstała wersja Unlimited.

5257092015 02

Ultrasone Edition 5 Unlimited


Gadżety
Nie dostaniemy już eleganckiej walizeczki, ale jeśli kogoś to boli, może się udać do sklepu Samsonite’a. Jest jedynie kartonowe pudełko z przegródkami, a w nich i tak sporo fantów. Pierwszy to skórzany worek ze sznurkowym zaciskiem. Można w nim słuchawki nosić, wozić i przechowywać bez obawy o zarysowanie, chociaż siadać na nich nie polecam. W każdym razie, wór jest firmowy – odciśnięto w nim okazałe logo Ultrasone. Skóra – pierwsza klasa. Nie ma też drucianego stojaka, ale to też nie problem. Za zaoszczędzone pieniądze można kupić nawet podstawkę w kształcie „szklanej głowy”.
Za to kabli mamy dostatek, bo aż trzy. Pierwszy – czterometrowy – z wtykiem typu duży jack. Drugi, 1,5 m, z małym jackiem. Oba z wtykiem Neutrika i przewodnikami z miedzi o czystości 99,999 %; ekranowane, elastyczne i odporne na załamania. Trochę dziwi brak przejściówek „jackowych”, bo są standardem nawet w słuchawkach za 1000 zł. Ufam, że to niedopatrzenie, bo jeżeli oszczędność, to dziadowska. Przejściówki kosztują grosze, więc można dokupić i nie narzekać. Ale człowiek zamożny bywa też wygodny i lubi dostać wszystko za jednym razem, a nie ganiać po sklepach.


Jest jeszcze kabel do przenośnych źródeł. Cieniutki, z regulacją głośności. Powiecie, że się nie przyda i nikt nie kupi takich drogich słuchawek „na miasto”. Błąd. Odkąd mam stację metra za furtką, chętnie korzystam ze zbiorowej komunikacji i… widziałem w wagonie 2. linii młodego człowieka z hipsterską brodą i Ultrasone Edition 5 Unlimited na głowie. Nie przesadzałbym więc z tą elitarnością, a cena może się okazać przystępna nawet dla informatyka na dorobku. To kwestia priorytetów, nie dochodów, bo w innym przypadku prawie nikt w Polsce nie używałby MacBooków.
W komplecie znajduje się też chusteczka z mikrofibry. Jeżeli nie będziecie jej używać, nie wyrzucajcie, tylko dajcie okularnikowi. Podobna kosztuje 20 zł w małym zakładzie optycznym. W sieciówce – dwa razy więcej i to w tzw. promocji.
Z jednej strony wyposażenie jest więc „nie za olaboga”, ale też są wszystkie potrzebne kabelki i worek. Zawsze można było dołączyć do kompletu breloczek do kluczy, jak Gryphon, tylko na cholerę on komu? BMW i tak jest lepsze na podryw.

5257092015 02

W komplecie trzy kable…


Budowa
Same słuchawki wyglądają za to identycznie. Przynajmniej dla daltonisty. Wersja limitowana miała muszle wykończone dębem kopalnym. To istotny czynnik generujący koszty, bo wspomniane drewno jest bardzo drogie i na rynek rzadko trafiają ładne klocki (zresztą są rozchwytywane przez wytwórców fajek). Musi to mieć też spory wpływ na brzmienie, podobnie jak obudowa w kolumnach i pudło rezonansowe w instrumentach. Tutaj są metalowe i wykończone rutenem. To platynowiec, a więc pierwiastek niezwykle twardy i odporny na zarysowania. Pałąk jest aluminiowy, a jego regulacja – skokowa. Chodzi dość ciężko, ale precyzyjnie. Dzięki temu przypadkowe przesunięcie na głowie jest niemożliwe. Poduszki i „nagłówek” wykonano z mięciutkiej skóry etiopskich owiec. Komfort noszenia jest niezwykły, a dotyk – aksamitny. Naprawdę, czuje się klasę, nawet pomimo sporego nacisku. To zrozumiałe, bo Edition 5 są konstrukcją zamkniętą, dość mocno izolującą od otoczenia, a tego nie da się osiągnąć w modelach otwartych.
Kabelki wtyka się w minigniazda. To świetna wiadomość, bo miejsce jest newralgiczne – delikatne przewody w końcu się przecierają. Tu sprawa jest załatwiona raz na zawsze, bo jeśli kabel się uszkodzi, to można go wypiąć, zmienić na nowy i po kłopocie. Bez serwisu i ambarasu.


Przetwornik jest identyczny, jak w wersji limitowanej: 4-cm membrana aluminiowa powlekana tytanem, z ekranowaną cewką.
Ultrasone chwali się swoimi patentami. Pierwszym jest układ S-Logic. To coś w rodzaju dziurkowanej przegrody, umieszczonej pomiędzy uchem a przetwornikiem. Podobno wydatnie poprawia wrażenia przestrzenne. Kolejne rozwiązanie to układ Ultra Low Emission, redukujący o 98 % promieniowanie magnetyczne, czyli coś dla zdrowia. Impedancja jest dość niska, więc Edition 5 nie obrażą się za wydajny przedwzmacniacz. Nie jest on jednak niezbędny, ponieważ w czasie testu gniazdko w McIntoshu MA8000 okazało się wystarczające.
Na słuchawkach namalowano dumny napis „Made in Germany” i jest to faktycznie solidna niemiecka robota. Wszystkie elementy są idealnie spasowane, a jakość materiałów – znakomita. Oczywiście, nikt łaski nie robi, bo cena wiele osób zwali z nóg. Miło jednak obcować z przedmiotem prawdziwie luksusowym. Jedyne zastrzeżenie: metal jest błyszczący, wypolerowany, więc zostają na nim paluchy.

5257092015 02

…i skórzany worek.


Wrażenia odsłuchowe
Podobnie jak wersja limitowana, „Piątki” to słuchawki, które pokochacie od pierwszej chwili lub odłożycie na półkę, z komentarzem: „To nie dla mnie”. Jeżeli szukacie neutralnego pośrednika albo, co gorsza, narzędzia do pracy w studiu – nie tędy droga. Ultrasone nie starają się zbliżyć do neutralności czy realizmu oddania barwy. Kształtują dźwięk po swojemu, idąc w tej estetyce bardzo daleko. Od razu staje się jasne, że konstruktorzy mieli własną wizję brzmienia i starali się ją pokazać bez kompromisów.
Ciężar jest przesunięty w dół pasma; bas – wydobyty niemal na pierwszy plan. Masywny, kaloryczny i nasycony energią. Słychać to zwłaszcza w ciężkim rocku, ale nawet w orkiestrze symfonicznej zauważa się tendencję do podkreślania kontrabasów, bębna wielkiego i kotłów. Doskonale się słucha Berlioza, Szostakowicza, Mahlera, a także muzyki operowej. Również miłośnicy soundtracków powinni być zachwyceni, że nie wspomnę o twórczości organowej.
Przy okazji, gorąco polecam nową płytę Jana Bokszczanina – recital ze Strzyżowa. To klasyka klasyki, wykonana na malutkim, dziesięciogłosowym instrumencie. Trudno więc oczekiwać potężnych pryncypałów 32- czy 64-stopowych. Za to wykonanie jest miejscami wręcz genialne. Tempa, precyzja, plany harmoniczne… Ultrasone w tym przypadku włączają turbosprężarkę; dźwięk rośnie jak na drożdżach. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z prawdą, ale efekt intryguje. Tym bardziej, że słuchawki bez problemu przekazują piękno głosów.
W tym tkwi specyfika Edition 5 Unlimited. Tak jak drewniany poprzednik starają się wyciągnąć z muzyki smaczki, zaokrąglają średnicę, dodają jej mięsa, a górę przekazują krystalicznie i odważnie, bo inaczej bas zdominowałby resztę. To naturalna przeciwwaga, konieczna do uzyskania komfortu i przejrzystości. Mimo obfitości, tutaj też słyszymy delikatne zaokrąglenie i ujędrnienie. Tak samo w średnicy – fortepian jest powiększony, głęboki, a kiedy ktoś go traktuje bez specjalnej delikatności – potężny jak dzwon.

5257092015 02

Bijące serce, czyli tytanowy przetwornik.


O dziwo, taka prezentacja nie męczy. Jak widać, „korektę” wykonano tu ze znawstwem. To nie są słuchawki, które wyszły przypadkiem. Jestem pewny, że wszystko zostało tu precyzyjnie zaplanowane.
Całość podkreśla przestrzeń – w pewnym sensie „nadrealistyczna”. Ukształtowana tak, by przyciągać uwagę, zaskakiwać. Eksponować efekty i podkreślać detale. Charakterystyczne jest przybliżanie i tak bliskich już planów. Przypomina to trochę estetykę starych brytyjskich monitorów, w których muzycy wychodzili przed linię bazy i lądowali w pokoju.
Nasuwa się wniosek, że Edition 5 to słuchawki wyczynowe. Warto jednak zauważyć, że mimo tego dociążenia i hojności basu, dźwięk pozostaje wyraźny i przejrzysty. Tytanowy przetwornik ma też zdolność sugestywnego różnicowania barw. Dzięki temu każda z gitar Dream Theater brzmi zupełnie inaczej; nie ma mowy o zlewaniu się ścieżek. Podkreśla to też wyraźne oddzielenie planów.


Konkluzja
Ultrasone ma własne spojrzenie na muzykę. Pokazuje ją inaczej niż znakomita większość słuchawek. I nie jest to różnica w klasie, ale inna szkoła. W tym wydaniu – niepowtarzalna.

 

 



 

 

  ultrasone unlimited5 o




Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF