HFM

artykulylista3

 

Naim Mu-so

image-464Kiedy Naim Mu-so dotarł do recenzji, pomyślałem, że ktoś w Salisbury oszalał. Widziałem już w supermarketach plastikowe empetrójki Lenco, produkowane przez nowych właścicieli znaku towarowego, ale żeby zasłużona audiofilska marka postawiła cały swój autorytet na jedną kartę, w dodatku w ciemno?



No bo komu potrzebne urządzenie, którego można słuchać z brodą na stole? Gdyby jeszcze kosztowało 200-300 zł, można by je potraktować jako zwykły gadżet. Ale żeby cztery tysiące dziewięćset?!
Najwyraźniej szefowie Naima naoglądali się „Misia” Stanisława Barei i utkwił im w głowie poniższy cytat: „Dostajemy za tego misia, jako konsultanci, 20 % ogólnej sumy kosztów i już. Więc im on jest droższy, ten miś, tym... no?... Koniaczek?”.

Budowa
Pod względem wizualnym Naim Mu-so przypomina typowy soundbar. Długa, niska skrzynka z głośnikami na froncie idealnie wpisuje się w kinową stylistykę, a jedyną wątpliwość budzi pokaźne pokrętło z lewej strony. To opatentowany przez Naima dotykowy panel sterujący, połączony z potencjometrem. Szczotkowane aluminium, którego użyto do wykończenia, robi doskonałe wrażenie, a pobieżne oględziny odsłaniają także długi pas aluminiowych radiatorów na tylnej ściance.
Nigdzie jednak nie znalazłem gniazd – poza USB i analogowym 3,5-mm z prawej strony. Co za licho? Dopiero lektura instrukcji zdradziła położenie sieciówki.


image-3

Każdy z sześciu głośników ma własny wzmacniacz mocy.



Obudowa Mu-so spoczywa na grubym plastrze akrylu, z boków którego umieszczono wgłębienia ułatwiające przenoszenie. I właśnie w jednym z nich osadzono gniazdo zasilania, a także toslink oraz LAN; drugie jest wylotem bas-refleksu. Sprytnie. Są to jedyne gniazda, w jakie wyposażono Mu-so, bowiem cała transmisja danych odbywa się bezprzewodowo.

Odradzam zdejmowanie maskownicy, bo łatwo ją uszkodzić. Kiedy jednak się na to zdobędziecie, ujrzycie sześć głośników: po parze owalnych wooferów i dwa średniotonowce z polipropylenowymi membranami oraz dwie jedwabne kopułki. Może wygląda to trochę na przerost formy nad treścią, ale Naim wie, jak zrobić z nich użytek.

Żeby się dostać do środka, trzeba odkręcić całą przednią ściankę. Obudowę Mu-so wykonano z 16-mm płyt MDF, obłożonych z zewnątrz aluminium. Podejrzewam, że osiągnięto w ten sposób kompromis pomiędzy wymogami dotyczącymi obudowy przetworników i odpornością na czynniki zewnętrzne.

 



image-4

Gniazdo sieciowe dla dociekliwych.



Wewnątrz rzuca się w oczy długi tunel bas-refleksu, przypominający rurę od odkurzacza. Za nim zgromadzono całą elektronikę. Wprawdzie Mu-so jest niewielki, ale każdy przetwornik jest sterowany osobnym wzmacniaczem o mocy 75 watów. Łącznie daje to aż 450 W, co sprawia, że kombajn Naima może zagłuszyć niejeden budżetowy zestaw stereo.

Zanim przejdę do kolejnej części – małe wyjaśnienie. Otóż Mu-so jest pierwszym w historii Naima urządzeniem produkowanym poza siedzibą firmy – w Chinach. Powód tego historycznego kroku był tylko jeden – obniżenie kosztów. Jak w jednym z wywiadów tłumaczył Trevor Wilson, dyrektor działu badawczo-rozwojowego Naim Audio UK: głównym czynnikiem było maksymalne zejście z ceny bez utraty jakości. Szefowie Naima chcieli trafić z Mu-so pod strzechy, lecz gdyby wytwarzano go w Anglii, cena musiałaby oscylować w okolicach 1500-2000 funtów, co automatycznie ograniczałoby krąg nabywców. Prototypy Mu-so były gotowe już ponad rok temu, jednak kilka miesięcy zajęło znalezienie fabryki spełniającej wymagania technologiczne (o to nie tak trudno), a jednocześnie zapewniającej właściwe warunki pracy oraz przestrzegającej norm etycznych (z tym był problem). Decyzja zapadła, kiedy po przedstawieniu Mu-so dyrektorowi jednej z fabryk, ten odrzekł: „Sam chciałbym to sobie kupić”.

 



image-31

Dotykowy panel sterujący zintegrowany z potencjometrem głośności.


Następnych kilka miesięcy specjaliści Naima spędzili w Chinach, szkoląc tamtejszych pracowników oraz wpajając im brytyjskie podejście do pracy. I gdy wreszcie wszystko było takie, jakie być powinno, dla Mu-so zapaliło się zielone światło.
A co w nim tyle kosztuje, że – gdyby nie niższe koszty pracy – jego cena oscylowałaby w okolicach 10000 zł?

Wyposażenie i obsługa
„Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo…"

Powyższy cytat przyszedł mi do głowy, gdy poznałem możliwości Mu-so. Urządzenie otwiera oczy niedowiarkom, którzy sądzą, że Naim potrafi robić tylko nudne klocki stereo.
Mu-so jest najnowocześniejszą konstrukcją w historii brytyjskiej firmy; swoistą demonstracją siły i możliwości. Lista funkcji jest długa. Wymienię więc tylko najważniejsze: przesyłanie muzyki drogą bezprzewodową za pośrednictwem wbudowanego modułu Bluetooth, wbudowany odtwarzacz plików hi-res 24/192 (przez USB) oraz radio internetowe i kompatybilność z serwisami streamingowymi. Naima wyposażono w cyfrowy loudness, uwypuklający niskie i wysokie tony w trakcie cichego słuchania. Wreszcie – najważniejsza informacja dla nowych i dotychczasowych użytkowników Naima: dostępna jest aplikacja na smartfony umożliwiająca pełną obsługę Mu-so oraz modeli z serii Uniti. Odbywa się poprzez wbudowany moduł wi-fi, a dwie anteny, zamontowane w przedniej i tylnej ściance, gwarantują stabilne połączenie z routerem oraz smartfonem. Dla tradycjonalistów przewidziano standardowy pilot.



image-32

Radiatory nie tylko dla ozdoby.



Obsługa jest banalnie prosta. Po skonfigurowaniu bluetootha oraz wi-fi urządzenie automatycznie włącza się po rozpoznaniu sygnału z zewnątrz. Muzykę można odtwarzać dwojako: ze źródła zewnętrznego – przesyłając ją bezprzewodowo lub kablem ethernetowym do Mu-so – albo poprzez wbudowany odtwarzacz plików i internetowy tuner radiowy. Fabrycznie zaprogramowano w nim pięć stacji z audiofilskimi nagraniami, w tym Naim Radio. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby zmienić je na własne.
Aplikacja Naima jest nieskomplikowana i wygodna w obsłudze. Ma tylko jeden mankament – regulację głośności. Zamiast mało precyzyjnego suwaka wolałbym dotykowe klawisze „+” i „-„, jak na fizycznym pilocie. Ma to o tyle znaczenie, że Mu-so potrafi zdrowo ryknąć.

Wrażenia odsłuchowe
Ocena walorów brzmieniowych tego typu urządzeń jest w zasadzie sztuką dla sztuki. Przygniatająca większość z nich zaledwie poprawnie wydaje dźwięki. Ale nie Naim. Przyznaję, że do części odsłuchowej podchodziłem nonszalancko, ale w miarę upływu czasu nabierałem do Mu-so szacunku. W końcu to Naim, a nie napis na dropsach.

Urządzenie cechuje prawidłowa barwa dźwięku. Wszystko jest na swoim miejscu i żaden podzakres nie dominuje nad pozostałymi. Mocny, rytmiczny bas buduje solidny fundament, na którym rozgrywają się wydarzenia muzyczne. Siedząc na wprost urządzenia, dostrzegłem nawet coś na kształt stereofonii, ale głównym zadaniem Mu-so jest wypełnianie pomieszczenia przyjemną, radośnie graną muzyką. Wywiązuje się z niego celująco. Na podkreślenie zasługuje też dynamika. Kombajn potrafi zagrać głośno i bez zniekształceń, co powinni docenić wszyscy melomani posiadający liczne grono rozrywkowych przyjaciół.



image-33

Naim Mu-so


Potwierdzeniem moich pozytywnych wrażeń była prezentacja Mu-so na Audio Show 2014. Anglicy przywieźli m.in. odtwarzacz sieciowy ze wzmacniaczem SuperUniti, który podłączyli do kolumn Monitor Audio Silver 10. Po kilkudziesięciu minutach zmieniono źródło dźwięków na Mu-so i... żaden ze słuchaczy się nie zorientował. Dla ułatwienia dodam, że do najnowszego kombajnu Naima nie można podłączyć zewnętrznych głośników, a dźwięk rozchodzi się wyłącznie z tych umieszczonych na froncie. Po kolejnych kilkunastu minutach, gdy prowadzący prezentację chciał podkreślić udział Mu-so, odłączył kable od kolumn i położył je obok. Nie wpłynęło to bynajmniej na nastawienie słuchaczy, którzy w dalszym ciągu chwalili brzmienie.

 



image-34

Minimalistyczny pilot.



Gdy zajrzałem tam po kilku godzinach, odłączone kolumny były odwrócone w stronę ścian, a dwa tuziny zwiedzających z niedowierzaniem słuchały podłużnego szarego urządzonka.
Ciekaw jestem, na ile wyceniali Mu-so, bo moim zdaniem 4890 zł to kwota w pełni satysfakcjonująca. Dodajmy, że obie strony transakcji.

Konkluzja
I to jest bardzo słuszna koncepcja!
  

naim o



Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 12/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF