HFM

artykulylista3

 

Hijiri Nagomi

042 045 Hifi 11 2016 001
Kazuo Kiuchi zabił mi ostatnio ćwieka. Jego nowa łączówka (test w „HFiM 3/2016”) spodobała mi się na tyle, że zdecydowałem się na upgrade systemu. Część osób uzna, że to zakup pozbawiony sensu, bo kto przy zdrowych zmysłach wydaje na kabel prawie tyle, co na odtwarzacz CD? Ano, na przykład ja.



Kabelek jest zamówiony, ale jeszcze na niego czekam. Mniej niecierpliwie niż na premierę głośnikowego, bo ponoć tu dopiero szykuje się rewelacja. Przypomina mi to sytuację, kiedy siedzimy w restauracji i zamawiamy ruskie pierogi, z których słynie. Kuchnia pracuje pełną parą, a nam już cieknie ślinka. Żeby choć na chwilę oszukać nasz apetyt, kelner przynosi czekadełko.

 



Kiuchi-san nie rozpoczął kariery od zmywaka. Wystartował raczej jako sklep korzenny, handlarz przypraw. Pod szyldem „Harmonix” proponował nóżki pod odtwarzacze CD i inne cudowne ulepszacze. Nie pamiętam pierwszego produktu, o którym zrobiło się głośno, ale na pewno wiele osób uznało go za dziwaczny. Ironistom wtórowała prasa codzienna, bezlitośnie obśmiewająca słyszących „złote kable”. Ludzie rechotali, a Kazuo zarabiał pierwszy milion, również na sprzedaży akcesoriów w Polsce.
Obecnie w drogich kablach, czyścidłach prądu i wszelakich gadżetach nie ma nic czarodziejskiego. Jest na nie popyt wśród audiofilów, którzy mają skończone systemy, ale pragną wycisnąć maksimum ich osiągów. Akcesoria i kable dają szansę zarobić na nich jeszcze raz. Oczywiście, znów znajdą się sceptycy, ale osoby, które nabijają kabzę firmom takim jak Harmonix, nie robią tego bezrozumnie. One słyszą różnicę.

 

 

 

042 045 Hifi 11 2016 002Nagomi


Kazuo był prawdziwym pionierem i zaczynał w trudnych czasach. Z biegiem lat świadomość klientów oraz postrzeganie audiofilskiego hobby przez otoczenie kompletnie się zmieniły. Dziś już nie wypada robić sobie żartów ze „złotych kabli”, nawet w prasie codziennej, bo to szlachetna pasja i dążenie do doskonałości, niemal pobocza sztuki. A że jest drogo? To podkreśla elitarność grupy. Wśród zamożnych lekarzy, prezesów i biznesmenów hi-end jest w dobrym tonie. Nie bije w oczy jak limuzyna, a pokazuje smak posiadacza, przeważnie melomana i bywalca koncertów.
Oprócz akcesoriów Kazuo zaczął oferować elektronikę, okablowanie i głośniki. Mógł to robić pod jednym szyldem, ale ścisły umysł Japończyka domagał się uporządkowania inwentarza. Tak powstał pomysł na Combak Corporation. Pod tą nazwą działają marki: Reimyo – elektronika, Enacom – filtry sieciowe, Encore – kolumny i wreszcie Harmonix – akcesoria i okablowanie. Jakieś dwa lata temu pojawiła się sieciówka Million. Recenzenci się zachwycili, a sprzedaż, mimo niebagatelnej ceny, okazała się bardzo dobra. Kazuo dostrzegł potencjał dla stworzenia nowej marki – Hijiri.
Po japońsku „Hijiri” znaczy „maestro” albo „przywódca” – osoba o szczególnym znaczeniu. Ciężar słowa oddaje podejście konstruktora. Najlepszy przykład to łączówka. Poprzednią, jeszcze z logiem Harmoniksa, produkowano przez 15 lat. Dopiero nowe technologie dały asumpt do rozpoczęcia prac nad jej istotnym usprawnieniem. Efekt okazał się znakomity, więc trudno się dziwić, że zapowiedź przewodów głośnikowych wywołała zaciekawienie. Nikt się natomiast nie spodziewał premiery kabla zasilającego.


Budowa
Na temat „nowych technologii” nie wiadomo nic, stąd akapit „budowa” będzie symboliczny.
Przewodniki są miedziane i mają długie kryształy. We wtyczkach, Wattgate 450iRH i 390iRH, zastosowano rodowane styki. Czerwona kropka oznacza żyłę gorącą. Na kablach umieszczono drewniane pudełka tłumiące wibracje. Nie da się ich rozebrać, więc nie wiadomo, co jest w środku.
Na zewnątrz zastosowano oplot z tkaniny przypominającej kordonek. W łączówce był pomarańczowo-czarny; tutaj czerń sąsiaduje z granatem. Do testu dostarczono sieciówkę o długości 1,5 m. Jest dość gruba, ale elastyczna, więc podłączenie nie stwarza trudności. Dostępne standardowe odcinki to: 1; 1,5; 2; 2,5 i 3 m. Inne są wykonywane na zamówienie.

 

 

 

042 045 Hifi 11 2016 002Hijiri


Nagomi dociera do nabywcy w zwykłym kartonowym pudełku. Miłośnicy drewnianych skrzynek mogą się poczuć zawiedzeni, ale cóż. Rozpieścili Was producenci drogich słuchawek, to teraz cierpcie.


Konfiguracja systemu
W przypadku kabli, a już zwłaszcza zasilających, uważam, że najpierw powinno się skompletować elektronikę i kolumny, a dopiero później dobrać przewody, które nadadzą brzmieniu ostateczny szlif.
W teście Nagomi pracował w systemie, złożonym z kolumn Audio Physic Tempo VI, wzmacniacza McIntosh MA8000, odtwarzacza CD Gamut CD3, a wszystko zostało połączone przewodami Albedo Monolith Reference. Zasilanie wspomagały komponenty Ansae: listwa Power Tower i referencyjne sieciówki, które wymieniałem z Nagomi. Raz biegł do listwy, innym razem do wzmacniacza, a na koniec do CD. W ostatnim przypadku różnice były najbardziej odczuwalne. Drugie w kolejności okazało się połączenie listwy z gniazdkiem w ścianie (chociaż, na chłopski rozum, ta konfiguracja powinna przynieść najwięcej zmian). Przepinanie wzmacniacza dawało pomijalne efekty. Sprawdziłem też opcję podłączenia odtwarzacza wprost do gniazdka w ścianie: Ansae kontra Hijiri i w końcu porównałem Hijiri ze standardową sieciówką.

 

 

 

042 045 Hifi 11 2016 002Wtyczki


Wrażenia odsłuchowe
Różnice są niewielkie, zgoda. Jednak w odsłuchach, w których wzięły udział osoby niezainteresowane audio, najczęściej padało stwierdzenie: „Nie spodziewałam się różnicy, a jest wyraźna”.
Porównanie Ansae i Hijiri to trudne zadanie, bo oba przewody są znakomite, kosztują podobnie i mają w sumie podobny charakter. Doświadczenie pokazuje, że obserwacje raz poczynione zostają w głowie. To, niestety, spowodowało, że mam rozterki i korci mnie, żeby Nagomi sobie zostawić. Na szczęście, nie od razu w komplecie, bo potrzebowałbym trzech odcinków. I chyba nie do końca mam ochotę na aż tak głęboką ingerencję w zasilanie, ponieważ Ansae ma zalety i przewagi, z których nie chcę rezygnować. Po wpięciu do odtwarzacza CD Hijiri wnosił jednak smaczki, które po prostu trafiają w mój gust.
Ansae ma przewagę w dynamice. W odczuwalnej fizycznie energii impulsów; mięsistości, połączonej ze sprężystością. Pod tym względem jest lepszy od Nagomi. Bardziej spektakularny, koncertowy, chociaż na tle innych urzekł mnie właśnie muzykalnością i pewną „okrągłością”. Co nie znaczy, że nie może mieć w sobie odrobiny dzikości. W końcu przewodzi prąd, a ten potrafi kopnąć. Ansae kopie. Dla podkreślenia tego faktu pokazuje szczegóły w sposób może nie subtelny, ale na pewno efektowny.


Hijiri dynamiki nie skąpi, ale w końcu Nagomi po japońsku oznacza spokój. Tutaj szukałbym klucza do zrozumienia filozofii jego brzmienia – Nagomi jest trafione w dziesiątkę. Ale ten spokój jest jakiś taki… samurajski. Nie wyklucza siły, pewności siebie, a wręcz z nich wypływa. Ansae pulsuje rytmem, a Hijiri wydaje się bardziej oszczędny, generalnie jakby delikatnie wyciszony. Ma za to „fajniejszy” wyższy zakres dołu i średnicę.


Celowo użyłem tego przymiotnika, o ile odniesiemy go do angielskiego „fun”, oznaczającego przyjemność połączoną z zabawą. Kiedy słyszę wokale, klawisze i perkusję u Prince’a, dobrze się bawię. Przypuszczam, że Artyście właśnie o to chodziło. Nie po to „robił muzykę”, żeby przy niej kontemplować. Co nie wyklucza wgryzienia się w tkankę nagrań i rozbierania ich od podszewki. Do tego Hijiri nadaje się najlepiej. Urzeka barwami, a smyczki smakują jak jajecznica na maśle. Owszem, cenię też wersję na smalcu ze skwarkami. Trudno jednak nie polubić tej gładkości pod językiem, połączonej z odrobiną umiejętnie dozowanej słodyczy.
Ta dotyczy zwłaszcza wysokich tonów – czystych jak chusteczka, którą panna na wydaniu upuszcza na wabia. Przyciągają rozdzielczością, a także miękkością i brakiem wyostrzeń. Im dłużej słuchamy, tym bardziej się do tego przyzwyczajamy. Powrót do poprzedniego stanu trochę boli, bo wszystko wydaje się lekko zamazane, mniej realne, jak sen. Tymczasem Hijiri budzi niczym poranne słońce, ale nie razi w oczy. Podoba mi się taki poranek.

 

 

 

042 045 Hifi 11 2016 002Wtyczki


Czytelnicy, którzy śledzą moje testy, wiedzą, że przestrzeń i przejrzystość to dla mnie warunki konieczne dobrej prezentacji. Nie lubię patrzeć przez brudną szybę ani bez okularów. Hijiri działa jak nowe bryle. Wychodzimy od optyka, zakładamy i już neony rysują się ostro i wyraźnie widać numer nadjeżdżającego autobusu. To wielka przyjemność i Nagomi ją dostarcza.
Do przewodów zasilających mam podejście sceptyczne, co w świetle skreślonych tutaj słów brzmi niezbyt przekonująco. Nie oczekuję zmiany, która mnie zmusi do dużego wydatku, jednak Hijiri coś takiego robi. Buduje głębię tak sugestywnie, że w tym aspekcie odnotowujemy największą poprawę. Odsłuch symfoniki pozbawił mnie złudzeń. Będę musiał przeprowadzić z dystrybutorem „poważną rozmowę”.


Konkluzja
Ceny kabli zasilających w relacji do zmian, które wprowadzają w brzmieniu, wydają się słone. Jednak na tle oferty konkurencji propozycja Hijiri jest… okazyjna. A poza tym, kto bogatemu zabroni?

 

 

HijiriNagomi o



Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 11/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF