HFM

artykulylista3

 

Gigawatt LS-2

hfm 062014 054
Prosto z mostu


Adam Schubert działa w branży hi-fi od 1998 roku. Najpierw współtworzył firmę Power Audio Labs. i projektował pionierskie na polskim rynku kondycjonery i listwy zasilające. Następnie, po przejściu na swoje, zarejestrował markę Gigawatt, pod którą tworzy coraz bardziej wyrafinowane konstrukcje. Z sukcesem, bo dziś polskie akcesoria i kable są dostępne w 34 krajach świata.

 
LS-2 to jedna z najświeższych propozycji Gigawatta. Przynajmniej jeżeli chodzi o moment wprowadzenia do sprzedaży, bo koncepcja zrodziła się o wiele wcześniej. Już przed trzema laty firma planowała wprowadzenie ekstremalnie drogiej sieciówki, ale ukończenie ambitnego projektu przesuwało się w czasie. Gotowy był pomysł na geometrię, materiały i wykonanie, ale zawsze pojawiało się coś pilniejszego, co kazało odłożyć topową sieciówkę do szuflady.  To odwrócenie standardowej sekwencji zdarzeń, zgodnie z którą najpierw wprowadza się model flagowy, a dopiero później systematycznie oferuje coraz bardziej przystępne wersje, opracowane na bazie wcześniejszych doświadczeń. Tymczasem Gigawatt uzupełniał katalog tańszymi propozycjami, LS-dwójkę zachowując na specjalną okazję. W końcu zdecydowano się ukończyć projekt, zawrzeć w nim kilka nowych pomysłów, które zrodziły się po drodze i zaproponować ekstremalny przewód dla najbardziej wymagających. Oficjalna premiera LS-2 w Polsce odbyła się na Audio Show 2013, ale wcześniej pojedyncze egzemplarze wysyłano do złotouchych w kraju i za granicą. Przewód LS-2 został pomyślany jako uzupełnienie szczytowego kondycjonera PC-4 Evo.

Jest także zalecany do zasilania systemów grających najwyższej klasy. W innych raczej nie będzie częstym gościem; głównie ze względu na cenę. Co prawda, 11950 zł za 1,5-metrowy odcinek to mniej niż za Shunyatę Anacondę Z-Tron, Synergistica CTS czy Purista Limited, ale nadal abstrakcyjnie dużo za kabel zasilający. W tej cenie można przecież kupić dobre kolumny. Na szczęście, nabywcy Gigawatta kolumny już mają i teraz potrzebują tylko dopieścić system, by pokazał maksimum swoich możliwości. Cena na pewno wynika w jakimś stopniu z pozycjonowania produktu, ale nie jest to czynnik dominujący. Niebagatelny wpływ na jej kalkulację mają koszty wytworzenia, a zwłaszcza fakt, że LS-2 nie powstaje z powszechnie dostępnych podzespołów. Każdy wtyk i tuleja są wytwarzane według indywidualnej specyfikacji dostarczanej przez polską firmę. Jako posiadacz niższego modelu LS-1 MkII z uznaniem i, nie ukrywam, nutką zazdrości, patrzę na wyjątkowo solidne aluminiowe obudowy wtyków, którym nie zaszkodzi nawet upadek z czwartego piętra, nie mówiąc o przypadkowym nadepnięciu czy uderzeniu. Niewielkie pocieszenie stanowi fakt, że LS-2 jest niezwykle sztywny, przez co trudno się nim podłącza urządzenia. Ale cecha ta jest bezpośrednią pochodną budowy wewnętrznej.

Budowa
Jej dokładny opis znajduje się na stronie internetowej Gigawatta. Nas najbardziej interesuje, że przewodniki to lite druty (solid core) z polerowanej, posrebrzanej miedzi beztlenowej, otoczone izolacją z teflonu FEP. W każdym kablu znajduje się dziewięć przewodników, każdy o przekroju 1,5 mm². Skręca się je w trzy żyły.


hfm 062014 048

Rodowane piny


Wtyki to srebrzony, a następnie rodowany mosiądz. Poddaje się je obróbce kriotermicznej i demagnetyzacji. Na przewodzie, w ozdobnej tulei, umieszcza się filtr o strukturze nanokrystalicznej, chroniący przed zakłóceniami radiowymi (RFI) oraz elektromagnetycznymi (EMI). Przewodniki są łączone bez użycia cyny, a wtyki zakręcane, co zmniejsza impedancję, a przy okazji zapewnia trwałość mocowania.

Nowy Gigawatt jest drogi również dlatego, że każdy egzemplarz buduje się ręcznie. Przy czym określenie „buduje się” nie oznacza założenia wtyczek na odcięty z rolki odcinek kabla, ale pracochłonne składanie przewodu z pojedynczych drucików litej miedzi, nawlekanie na każdy z osobna izolacji, a następnie skręcanie ich w ściśle określony splot. Później nakłada się kilka warstw materiału tłumiącego wibracje, a całość ubiera w zewnętrzną koszulkę utkaną z włókien poliofelinowych. Na nią naciąga się antystatyczny oplot. Dopiero na końcu montuje się supersolidne wtyki, grawerowane techniką CNC i anodowane tuleje, drążone w litych bloczkach aluminium.
Jak widać, jest z tym sporo zachodu. Wykonanie półtorametrowego przewodu zajmuje doświadczonemu pracownikowi cały dzień. Niedoświadczeni LS-dwójek nie montują, bo to model prestiżowy i musi być zrobiony z dbałością o szczegóły i zachowaniem powtarzalności kolejnych egzemplarzy. Inaczej cały wysiłek nie miałby sensu.

Jak przystało na produkt luksusowy, LS-2 jest dostarczany w drewnianym pudełku, wyściełanym gąbką czopową. W środku nie znajdziemy, co prawda, certyfikatu z autografem głównego konstruktora, ale jest katalog produktów, cennik, a od niedawna także numer seryjny. Kabel jest fabrycznie pakowany do torby z aksamitu i ma założone zaślepki chroniące elementy stykowe przed przypadkowym otarciem. Warto je zachować, jeśli przewidujemy, że kabel będzie często podróżował.

Przewód występuje standardowo ze złączem schuko. Można go również zamówić z dopiskiem HC, konfekcjonowanym wtykiem Powercon, który pasuje do gniazda w kondycjonerze PC-4 Evo. Dostępne są także wersje dla USA i Australii.



Wrażenia odsłuchowe
Gigawatt podkreśla bezkompromisową jakość wykonania LS-dwójki, a jej oględziny potwierdzają te deklaracje. Bezkompromisowa okazuje się także prezentacja, choć z początku trzeba się uzbroić w cierpliwość. Fabrycznie nowy przewód gra tak samo sztywno, jak się układa. Dopiero po dobrych stu godzinach zyskuje swobodę i wypełnienie.  Jeżeli jednak myślicie, że przemienia się w rozmarzonego romantyka, to nic podobnego. Do LS-dwójki najlepiej pasuje sformułowanie: „nie ma miękkiej gry”. Gigawatt to kawał zimnego drania, który nie pozwala sobie nawet na chwilę słabości. Nie ma mowy o nieśmiałości czy niedomówieniach. Nie wychwycimy śladowego ocieplenia ani zmiękczania. Dźwięk jest podawany tak bezpośrednio i czysto, że sporo studyjnych monitorów zawstydziłoby się swego rozmemłania.

 

 

hfm 062014 049

Wtyki w aluminiowych obudowach – niezniszczalne


LS-2 nie owija w bawełnę. Jego charakter jest sprecyzowany i kilka minut po wpięciu w system wszystko staje się jasne. Brzmienie jest wyraziste, bas – trzymany krótko, twardy i energetyczny, a góra – czytelna i nie wzbrania się przed ukłuciem. LS-2 aż kipi od sprężonej energii, którą potrafi w mgnieniu oka uwolnić do systemu. Jeżeli wasza konfiguracja ociąga się z basem albo zwleka z oddawaniem impulsów, sięgnijcie po Gigawatta. Niewykluczone, że wystarczy jeden, wpięty do końcówki mocy. Jeżeli nadal będzie brakowało werwy, podłączcie drugim kondycjoner albo przedwzmacniacz. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby był potrzebny trzeci, tym bardziej, że wpływ na źródło okazał się relatywnie najmniejszy i do tego zastosowania można poszukać mniej hardcore’owych środków.

LS-2 z niczym się nie kryje. Nie ma w nim żadnej tajemnicy, jest za to olbrzymia ilość konkretów. Nie trzeba się niczego domyślać ani snuć rozważań. Brzmienie staje przed nami czyste jak łza i precyzyjnie poukładane w przestrzeni. Jeżeli taka prezentacja wpasuje się w system, bardzo trudno będzie znaleźć alternatywę. Jeżeli nie – też będzie wiadomo od razu. Tutaj wszystko jest jasne: albo w lewo, albo w prawo. Nic pośrodku.  Efekt najłatwiej będzie porównać do jazdy sportowym samochodem. Jest twardy, głośny, niewygodny, ale oferuje osiągi niespotykane w cywilnych wersjach. Z LS-2 jest podobnie. Wcale nie musi się wszystkim spodobać, ale mocne wrażenia są gwarantowane. Najsilniej ten charakter przejawia się w budowie sceny i prowadzeniu basu. 

 

hfm 062014 050

Nazwa modelu grawerowana obrabiarką CNC

Wykonawcy są stawiani w mocnym świetle reflektorów, a ich pozycje definiowane co do centymetra. Gigawatt na pewno nie uporządkuje bałaganu w systemie, ale jeśli kolumny generują prawidłową albo, jak w przypadku Avalonów, wybitną przestrzenność, LS-2 jeszcze ostrzej nakreśli kontury i ustabilizuje pozycje instrumentów. Fokus znacząco się poprawia w przypadku wzmacniaczy lampowych, które mają niekiedy tendencję do grania plamami. LS-2 sprzyja koncentracji źródeł pozornych, a to, co wcześniej trochę się rozłaziło, staje się bardziej zdyscyplinowane. Bardzo podobne obserwacje można odnieść do basu. Oczyszcza się on z rezonansowego nalotu, który rozmiękcza kontury. Staje się lepiej określony, krótszy i twardszy. Faza ataku jest akcentowana mocno, chciałoby się powiedzieć: dosadnie, a wybrzmienia są kontrolowane i ucinane zdecydowanie, gdy zachodzi taka potrzeba. Oczywiście skali zjawiska nie można porównać z wymianą wzmacniacza lampowego na mocny tranzystor, ale jak na kabel zasilający, Gigawatt wprowadza zaskakująco dużą zmianę.

 
Konkluzja
Bezkompromisowa budowa i bezkompromisowe brzmienie. Jeżeli systemowi przydałoby się więcej dyscypliny, Gigawatt LS-2 wprowadzi ją na pewno.

gigawatt

Autor: Jacek Kłos
Źródło: HFM 06/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF