HFM

artykulylista3

 

Gorod - A Maze of Recycled Creeds

cd122015 001

Listenable Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Tytani technicznego death metalu, po niesamowitym „A Perfect Absolution”, wracają w wielkim stylu! Album „A Maze of Recycled Creeds” nie jest wprawdzie tak powalający jak jego poprzednik, ale i tak zespół może być z niego dumny. Grupa Gorod błyszczy nie tylko mistrzostwem technicznym, ale także kreatywnością kompozycji. Poza tym, że na każdym kroku natykamy się na zapierające dech w piersiach popisy muzyków, to jeszcze prawdziwy entuzjazm budzą niecodzienne pomysły i nagłe zwroty akcji. Członkowie zespołu skaczą między stylami, brzmieniami i nastrojami, dzięki czemu utwory zaskakują słuchacza i wyróżniają się na tle wszystkich innych twórców technical death metalowych. Znajdziemy tu funkowe riffy, klawiszowy podkład, solówki na basie, melodyjne popisy gitarzystów, potężne uderzenia perkusji, nagłe przeskoki stylistyczne i tyle efektów gitarowych, ile można sobie wymarzyć. Wszystko połączono ze smakiem i rozmysłem, dzięki czemu uniknięto wrażenia bałaganu. Słuchając tego wydawnictwa, nie sposób się nudzić. Gorod prezentuje imponujący poziom, a „A Maze of Recycled Creeds” to bez wątpienia jedna z najlepszych płyt gatunku. Jest to świetny przykład, że tech-death to coś więcej niż pozbawione głębszej treści popisy instrumentalne.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Slayer - Repentless

cd122015 006

Nuclear Blast 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4
Ocena „Repentless” zależy niemal wyłącznie od oczekiwań, jakie mamy, sięgając po ten album. Ludzie szukający świeżych pomysłów nie znajdą tu nic dla siebie, natomiast dla wielbicieli stylu Slayera będzie to świetna płyta. „Repentless” to album wyjątkowo agresywny. Przez większość czasu utrzymuje zawrotne tempo. Niestety, chociaż riffy są napisane solidnie, to niezbyt zapadają w pamięć. Daje się chyba odczuć brak udziału Hannemana w procesie twórczym. Paul Bostaph za zestawem perkusyjnym radzi sobie równie dobrze co Dave Lombardo, a jego gra miejscami jest nawet bardziej interesująca. Utworom jednak brakuje oryginalności, przez co płyta nie intryguje. Chociaż tłumaczenie, że grupa stara się dogodzić swoim fanom, brzmi wiarygodnie w wywiadach, jest również wymówką stosowaną w celu ukrycia faktu, że muzycy się nie rozwijają. Schemat Slayera już się przejadł i potrzebuje odświeżenia. „Repentless” odstaje od najlepszych wydawnictw grupy. Powinien się jednak spodobać jej wiernym fanom.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Liam Bailey - Definitely Now

cd122015 007

Flying Boddha/Sony 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Nieco spóźniony debiut płytowy wokalisty, gitarzysty i kompozytora Liama Baileya. Choć ten 31-letni Brytyjczyk działa na scenie od roku 2000, jego dorobek wygląda skromnie. Wydał parę singli, współpracował z kilkoma zespołami. Na płycie „Definitely Now” Liam porusza się w szerokim spektrum stylistycznym; jest prawdziwym muzycznym kameleonem. Z równą swobodą wykonuje kawałki bluesowe, soulowe, rockowe, muzykę spod znaku R&B, a także pop, reggae czy hip-hop. Bailey nie tylko sprawnie żongluje gatunkami, ale też nawiązuje bezpośrednio do konkretnych artystów, m.in. Otisa Reddinga, Jimiego Hendriksa, Lenny’ego Kravitza i Boba Marleya. Nazwisk można by wymienić więcej – identyfikowanie wpływu znanych muzyków i zespołów może być przyjemną rozrywką, towarzyszącą słuchaniu płyty. Niespójność stylistyczna jest wpisana w ten projekt. Album stanowi niejako wizytówkę, dźwiękowe portfolio Baileya, które ukazuje jego zróżnicowaną ofertę, wszechstronność, kulturę muzyczną i dobry smak. Poprzez tę płytę artysta mówi: „Potrafię robić różne rzeczy. Wybierzcie to, co wam odpowiada”. I chyba właśnie w ten – wybiórczy – sposób należy słuchać „Definitely Now”. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Wielość tropów i zorientowanie Baileya na historię powodują, że album jest nieco wtórny. Miejmy nadzieję, że jego kolejny krążek będzie miał bardziej autorski charakter.

Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Trivium - Silence In The Snow

cd112015 005

Roadrunner 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Prawdopodobnie trzeba się pogodzić z faktem, że Trivium to zespół jednego albumu. Od wydania płyty „Shogun” grupa systematycznie obni- ża loty, serwując nam kolejne porcje nudnawego metalcore’u z radiowymi ambicjami. „Silence In The Snow” nie przerywa złej passy i nie oferuje nic ciekawego. Piosenki w najlepszych momentach brzmią jak odrzuty ze wspomnianego opus magnum, a w najgorszych – jak Breaking Benjamin z nieco cięższymi gitarami. Album często przywodzi na myśl gorszych przedstawicieli alternatywnego rocka i nie niesie zbyt wielu intrygujących pomysłów. Próżno na nim szukać imponujących riffów, a co gorsza, chwilami czuć warstwę „magii studia”, nałożoną na głos Matta Heafy’ego. Boli to tym bardziej, że akurat ten pan nie potrzebuje elektronicznych sztuczek, by brzmieć przyzwoicie. Na szczęście, muzycy starają się nie sprowadzać gitar wyłącznie do roli akompaniamentu i prowadzą własne melodie, dzięki czemu kompozycje nabierają minimalnej głębi. „Silence In The Snow” niczym nie zaskakuje. Trivium straciło swój charakter, próbując trafić w gust jak najszerszego grona odbiorców.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 11/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Riverside - Love, Fear And The Time Machine

cd112015 001

InsideOut Music 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Riverside nigdy nie bał się zapuszczać na nowe tereny. Nie inaczej jest na „Love, Fear And The Time Machine”. Jednak choć nowe pomysły zespołu są ciekawe, to nie trafiły w mój gust tak jak wcześniejsze. W porównaniu z poprzednikami album brzmi znacznie lżej, spokojniej i bardziej optymistycznie. Dominują kawałki podnoszące na duchu, ale znajdziemy również wiele fragmentów nastrojowych, wręcz uspokajających. Kompozycjom w większości udaje się unikać schematu refren-zwrotka-refren. Muzycy starają się prowadzić po kilka linii melodycznych jednocześnie, dzięki czemu płyta nie nudzi się nawet po kilku przesłuchaniach. Polifonie są świetnie napisane, a partie instrumentalne prawie nigdy nie zapętlają pojedynczych fraz. Ma się dzięki temu poczucie, że muzyka faktycznie dokądś zmierza. Imponują popisy wykonawcze, zwłaszcza niesamowite linie basowe Mariusza Dudy, które tym razem śmielej wychodzą na pierwszy plan. Wszyscy instrumentaliści wykonali swoje partie z pomysłem. To wspaniała płyta, lecz jej stonowany, radosny charakter nie przekonał mnie tak, jak poprzednie wydawnictwa grupy. Muszę jednak przyznać, że to kawał solidnej roboty.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 11/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Deafheaven - New Bermuda

cd112015 003

Anti 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Chociaż po „Sunbather” można się było obawiać, że zespół porzuci swą ekstremalną stronę, to najnowsze wydawnictwo Deafheaven nie dość, że rozwiewa wszelkie obawy, to jeszcze przebija dotychczasowe dokonania grupy. Kompozycje na „New Bermuda” reprezentują poziom mistrzowski. Muzycy umiejętnie łączą rozmaite style i sprawnie zachowują balans pomiędzy budowaniem atmosfery, agresją black metalu i wpadającymi w ucho zagrywkami. Utwory nie są schematyczne. Skaczą między nastrojami i zaskakują zwrotami akcji. „Blast beaty”, połączone z gitarowym tremolo, mogą w każdej chwili przejść w spokojne partie akustyczne. W każdym utworze znajdziemy też kilka melodii, które zapadają w pamięć. Instrumentaliści sprawdzają się znakomicie. Każdy popisuje się nie tyle szybkością czy umiejętnościami technicznymi, co raczej niezwykłą wszechstronnością. Wszyscy otrzymali spore pole do popisu i należycie je wykorzystali. Znakomicie odnajdują się w każ- dym stylu, który przewija się na albumie. Przejścia perkusyjne wspaniale urozmaicają utwory. Bas nie jest jedynie zapychaczem niskich częstotliwości, a gitarzyści radzą sobie zarówno z partiami nastrojowymi, jak i cięższymi. Jeśli Deafheaven dalej będzie utrzymywał tak wysoki poziom, to ma szansę stać się black metalowym odpowiednikiem grupy Opeth.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 11/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF