HFM

artykulylista3

 

Alexandre Desplat: The Curious Case Of Benjamin Button

115-117 10 2009 AlexandreDesplat

Concord Records 2008
Dystrybucja: Universal

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Kiedy reżyser David Fincher szukał oprawcy muzycznego do swojego najnowszego filmu, jego wybór padł na francuskiego czterdziestoparolatka, Alexandra Desplata. Miał on już na koncie tak prestiżowe osiągnięcia, jak nominacja do Oscara za „Królową” i Złoty Glob za „Malowany welon”. Fincherowi chodziło o kompozytora bezkonfliktowego i pomysłowego zarazem – postawił bowiem dwa warunki: muzyka nie może zagłuszać obszernej narracji z offu ani nie powinna się ograniczać do powtarzania tego, co widać na ekranie. Desplat wywiązał się z zadania. Dostarczył grubo ponad godzinę muzyki oryginalnej (ironicznie stwierdzając, że jak na film amerykański, w dodatku trwający 160 minut, to i tak niewiele) oraz opracował prawie godzinny wybór piosenek i tematów jazzowych „z epoki”, czyli od lat 20. do 50.
Opowieść o absurdalnie odwróconym losie tytułowego Benjamina, który rodzi się jako starzec, a umiera jako osesek, zyskała wiarygodne, klimatyczne tło dźwiękowe, ale soundtrack, mimo nominacji, Oscara nie zdobył.
Z punktu widzenia widzów – nie ma czego żałować. W 23 krótkich, średnio dwuipółminutowych cegiełkach muzyki nie słychać nic fascynującego. Wymownie zatytułowane (np. „Poznanie Daisy”, „Zabawy dziecięce”) fragmenciki zaczynają się i kończą gładko, bez niespodzianek. Trudno wyłowić nietypowy rytm czy instrumentację. Największą wartość mają archiwalne nagrania legendarnych jazzmanów, zajmujące drugi kompakt dwupłytowej edycji.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Fulget in orbe dies (Oficjum o św. Jadwidze)

115-117 10 2009 FulgetInOrbeDies

Schola Gregoriana Silesiensis
Schola Mulierum Silesiensis
Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego 2008

Interpretacja: k5
Realizacja: k4

„Radość Polski”, „chluba Śląska”, „ozdoba Trzebnicy” – to określenia świętej Jadwigi z adresowanej do niej modlitwy. Zmarła w 1243 roku kobieta została świętą Kościoła Katolickiego, a wcześniej była żoną księcia Henryka Brodatego i matką sześciorga dzieci. Mąż pozwolił jej jednak wstąpić do klasztoru cysterek w Trzebnicy, gdzie w ascezie dokonała żywota. Otoczona kultem, przez Jagiellonów została uznana za patronkę Polski. Nic dziwnego, że uroczystości kościelne ku jej czci wymagały specjalnej oprawy muzycznej. Na drugą połowę XIII wieku datowane jest najstarsze z czterech oficjów poświęconych Jadwidze. Łaciński tekst zachował się w „Breviarium cisterciense” w Henrykowie, a zapis neumatyczny – w „Antophonarium cisterciense” w Lubiążu.
Wykonanie całego oficjum „Fulget in orbe dies” trwałoby około czterech i pół godziny, toteż w omawianej tu dwupłytowej edycji pominięto niektóre fragmenty, m.in. psalmy skrócono do kilku wersów. Dla słuchacza to bez znaczenia – najważniejsza staje się trudna do opisania, niepowtarzalna, uduchowiona, wręcz transowa atmosfera nagrania. Począwszy od dzwonka sygnalizującego początek liturgii, otrzymujemy swoistą paradokumentalną rekonstrukcję nabożeństwa, zapis żarliwości zanoszonych do nieba modłów w naturalnej, żywej akustyce wnętrza kościoła św. Piotra i Pawła na Ostrowie Tumskim. Wybrano głosy solowe o ciekawej barwie, świetnie realizujące zwłaszcza melizmaty. Doskonale przygotowana edycja.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 10/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Renée Fleming - Verismo

138-139 11 2009 ReneeFleming

Coro e Orchestra Sinfonica di Milano/ Marco Armiliato
Decca 2009
Dystrybucja: Universal Music Polska

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Cóż dziś pozostało z weryzmu, prężnego nurtu opery przełomu XIX i XX wieku? Na scenach świata utrzymuje się większość dzieł Pucciniego, sklejane w dyptyk „Pajace” Leoncavalla i „Rycerskość wieśniacza” Mascagniego oraz „Fedora” Giordana. Kilkanaście arii należy do kanonu wokalnego. Kompozytorzy weryzmu stworzyli jednak o wiele więcej operowych historii, w których muzyka podkreślała realizm fabularny i psychologiczny, a bohaterowie nie tylko śpiewali, lecz także mówili.
Na płycie „Verismo”, obok evergreenów weryzmu, znalazły się fragmenty utworów zapomnianych, takich jak „Zaza” Leoncavalla, „Lodoletta” Mascagniego, „Gloria” Cilei czy „Conchita” Riccarda Zandonai. Siedemnaście arii skomponowanych w latach 1892-1926 starannie wybrała i wykonała Renée Fleming. Powstał fascynujący recital płytowy.
Głos primadonny, zgodnie z prawidłami fizjologii, excusez le mot, „zmężniał”, ściemniał, stał się bogatszy w odcienie, a także lekko rozwibrowany (co artystka świetnie wykorzystuje). Fleming podjęła słuszną decyzję, żeby sięgnąć po mocniejszy repertuar – dotychczas jej specjalnością byli Haendel i Mozart oraz bel canto. Jej interpretacja jest perfekcyjna w każdym szczególe. Oddech, frazowanie, dynamika, kształtowanie barwy – wszystko zostało podporządkowane stworzeniu przekonującej kreacji aktorskiej. Składając hołd swoim mistrzyniom (Price, Olivero, Milanov, Ponselle), Fleming potrafi im dorównać.

Autor: Andrzej Milewski
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Penderecki - Utrenja

138-139 11 2009 Penderecki

Hossa, Rehlis, Kusiewicz, Nowacki, Bezzubenkov
Warsaw Philharmonic Choir and Orchestra/Antoni Wit
Naxos 2009
Dystrybucja: CMD

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Po sukcesie „Pasji wg św. Łukasza” Penderecki napisał muzyczną kontynuację opowieści o losach Zbawiciela – „Jutrznię” („Utrenja”, 1970-71). Dwie części trwającego blisko półtorej godziny utworu opowiadają o złożeniu Chrystusa do grobu i o zmartwychwstaniu. Powstało drugie skrzydło dyptyku wyrażającego szacunek Pendereckiego dla dwóch wielkich europejskich tradycji religijnych – zachodnioi wschodniochrześcijańskiej. „Jutrznia” nawiązuje bowiem do liturgii prawosławnej i jest śpiewana w języku starocerkiewnosłowiańskim.
Najnowsze nagranie „Jutrzni”, dokonane przez warszawskich filharmoników, wydobywa z tego dzieła zarówno jego monumentalizm – wynikający z ogromu zaprzęgniętych środków wykonawczych – jak i sakralny charakter. Dyrygentowi udało się perfekcyjnie wykorzystać dramaturgię zmian dynamiki; zwłaszcza crescenda o wielkiej rozpiętości wywołują ciarki (fragmenty „Jutrzni” weszły do ścieżki dźwiękowej horroru „Lśnienie” Kubrika...). Z wyważeniem poziomów potężnych planów akustycznych (chór, soliści, tutti orkiestry) świetnie poradzili sobie realizatorzy. Główny ciężar interpretacji spoczywa na chórze, który prawie nie milknie – śpiewa, lamentuje, deklamuje, krzyczy, szepce, słowem – jest wyrazistym bohaterem zbiorowym, świadkiem mistycznych wydarzeń. Zdaniem samego Pendereckiego to najtrudniejszy utwór w literaturze chóralnej.

Autor: Hanna Milewska
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Opium - Mélodies francaises

138-139 11 2009 Opium

Philippe Jaroussky (kontratenor)
Jérôme Ducros (fortepian)
Virgin Classics 2009
Dystrybucja: EMI Music Poland

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Wciąż młody (31 lat) Philippe Jaroussky, jeden z najświetniejszych współczesnych kontratenorów, postanowił sięgnąć po repertuar pisany zgoła nie z myślą o takim głosie: pieśni francuskie (mélodies) z epoki fin de siecle’u. Przyznaje, że nie chce się ograniczać do dzieł przeznaczonych dla kastratów; z drugiej strony, wybór utworów komponowanych specjalnie dla kontratenorów nie jest duży. Do pieśni francuskich z przełomu XIX i XX wieku zawsze miał słabość; urzeka go bowiem ich wytworna, kameralna aura. Do wokalnego zmierzenia się z tym wyzwaniem zachęcił go skrzypek Renaud Capućon, który wraz z bratem wiolonczelistą Gautierem Capućonem oraz flecistą Emmanuelem Pahudem wspomagają incydentalnie akompaniament fortepianowy. Powstało znakomite nagranie.
Interpretacja Jaroussky’ego zachwyca elegancją oraz precyzją intonacji i frazowania. Charakter głosu pozwala wydobywać z pieśni ich impresjonistyczną ulotność, pastelowość i taneczność. Taki właśnie jest kontratenorowy opis bajecznych ptaków („Le colibri” Chaussona) czy motyli („Les papillons”, także Chaussona). W przeciwieństwie do silnie udramatyzowanych niemieckich Lieder, liryczne mélodies pragną uchwycić nastrój chwili – stan duszy („Romance” Debussy’ego), pejzaż („Automne” Faurégo). Jaroussky robi to pięknie i wzruszająco, niuansując dynamikę i tempo oraz inteligentnie operując pauzą. Radość śpiewania zwycięża nad melancholią.

Autor: Hanna Milewska
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Stanisław Moniuszko - Halka

138-139 11 2009 StanislawMoniuszko

Tatiana Borodina, Olekh Lykhach, Mariusz Godlewski
Orkiestra i chór Opery Wrocławskiej/Ewa Michnik
Dux 2009

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Opera Wrocławska uczciła 60-lecie swej działalności uroczystą premierą „Halki”. Nowa inscenizacja klasycznej opery narodowej miała podkreślić polskość tej sceny, otwartej w stolicy Dolnego Śląska po II wojnie światowej. Polski kompozytor, polski folklor, polskie konflikty społeczne, polska dyrygentka i... główni soliści z Rosji (Tatiana Borodina) i Ukrainy (Olekh Lykhach). Nie chcę tu wyjść na nacjonalistę, ale skoro tak akcentowano narodowy charakter przedsięwzięcia, należało znaleźć polskich wokalistów, którzy unieśliby trudy interpretacji. Powtarza się casus nagrania stołecznego Teatru Wielkiego sprzed dekady, w którym Halkę i Jontka również zaśpiewali goście ze Wschodu – Tatiana Zacharczuk i Władimir Kuzmienko.
Gdybyż jeszcze Borodina i Lykhach stworzyli olśniewające kreacje wokalne, problem nie rzucałby się w uszy. Ale do ich produkcji można mieć zastrzeżenia. Borodina bardzo dobrze poradziła sobie z wymową; ma ładną barwę głosu i pewnie czuje się w momentach dramatycznych, ale traci tę pewność we fragmentach lirycznych, ważnych w charakterystyce Halki, szczególnie zaś w pianach w górze skali. Natomiast Lykhach na tle reszty obsady brzmi jak z innej bajki. Śpiewa z nieznośną, „dociągającą do dźwięku” manierą, cechującą dawnych solistów zza wschodniej granicy.
Warto jednak poznać to nagranie, ponieważ chór i orkiestra zasługują na najwyższą ocenę.

Autor: Andrzej Milewski
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF