HFM

The Midnight - Endless Summer

cd Hifi Hifi 04 2023 014

Wydanie Własne 2021

 



 

Muzyka: k3
Realizacja: k3

Do moich rąk dotarła płyta, której pięciolecie obchodziliśmy w roku 2022. Materiał znałem dobrze od dawna. Pisałem nawet o albumie w artykule o „Pięciu wykonawcach z kręgu synth wave, od których warto zacząć”. Natomiast pierwszy raz miałem okazję usłyszeć „Endless Summer” w wersji winylowej. Żałuję, że tak późno! Po pierwsze, płytę analogową wydano niezwykle starannie. Grube, 180-gramowe krążki barwione na neonowy róż z odcieniami turkusu, dopracowana książeczka i piękna grafika to atuty estetyczne. Niektóre polskie oficyny powinny się uczyć, jak wydawać tego typu rzeczy, a – niestety – często idą na łatwiznę, bo „zajarani ludzie i tak kupią”. Poza doskonałymi, przemyślanymi materiałami spodobał mi się fakt, że winyle zostały zapakowane w antystatyczną, niedrapiącą folię. To wszystko stanowi wspaniałą oprawę tego, co najważniejsze – muzyki. Z winylu „Endless Summer” brzmi zwyczajnie lepiej. Pięknie, naturalnie i płynnie. Jakbyśmy słuchali tego krążka w roku 1984, choć przecież pochodzi z czasów nam współczesnych. Oczywiście nie jest to materiał dla każdego. Powinni się nim zainteresować głównie fani dźwięków z lat 80. XX wieku, którzy mają już trochę dosyć słuchania ciągle tych samych przebojów. „The Midnight” proponuje synth wave w nowoczesnej, niekiedy również nostalgicznej interpretacji tamtej estetyki. Głównym założeniem, oprócz wierności aranżacyjnej, są jednak utwory premierowe. Nie ma mowy o coverowaniu tych znanych, przynajmniej co do zasady. „Endless Summer” jest zatem nie tyle podróżą w czasie, co podróżą do równoległej rzeczywistości, w której kolorowa dekada nigdy się nie skoń- czyła.

 

Michał Dziadosz

 



 

 



 

 



 

 



 

 



 

 



 

 


 

 

Sexy Suicide - We Will Die As One

cd Hifi Hifi 04 2023 015

Requiem Records 2020

 

Muzyka: k3
Realizacja: k3

Sexy Suicide istnieje od roku 2013. Na początku nazywali się Neon Romance. Zespół tworzą dwie osoby: wokalistka i autorka tekstów Marika Tomczyk oraz odpowiedzialny za całą resztę Bartłomiej Salamon. Wbrew intensywnie synth wave’owej okładce Sexy Suicide nie gra typowego synth wave’u. Duet proponuje wprawdzie formułę zanurzoną głęboko w latach 80. XX wieku, ale bardziej mamy tu do czynienia ze stylizacją niż kontynuacją. Stylizacją bardzo udaną, dodajmy, bo nawet pasma, które preferuje Sexy Suicide, są pozbawione współczesnego nam dołu i otwartej góry. Materiał brzmi przez to trochę zbyt płasko. I choć jest to urocze, to tylko do pewnego stopnia i nie wpływa korzystnie na odbiór całości, nawet jeżeli zostało tak zrealizowane z pełną premedytacją. To jednak jedyna wada tego wspaniałego materiału. Ogromny talent do melodii, wyczucie barw, drive, przepiękny głos wokalistki, która swobodnie wyśpiewuje celowo egzaltowane teksty, to bardzo rzadkie połączenie w polskiej muzyce. Gatunkowo to coś pomiędzy synth popem a new wave’em, bez współczesnych ram, może poza warstwą tekstową. Metafory oparte na „kill” i „die” w miłosnych kontekstach to zdecydowanie wzięcie konwencji w nawias. Winyl został wydany na poziomie. W końcu to Requiem Records, czyli jakość. Nawet errata, którą dołączono do koperty, została opracowana z taką klasą, że można odnieść wrażenie, iż błąd w spisie utworów popełniono celowo. Dzieło wień- czy kompozycja zespołu Lady Pank „Sztuka latania”. Całkiem zgrabny to cover, ale nie on, lecz poprzedzająca go autorska ballada Sexy Suicide – „Baby Blue” – jest prawdziwą ozdobą albumu. W zależności od aranżu, mogłaby się znaleźć zarówno na którejś z płyt Madonny, jak i na jednym ze starszych krążków Cocteau Twins.

 

Michał Dziadosz

 



 

 



 

 



 

 



 

 



 

 



 

 


 

 

Monika Lidke - Let The World Be A Question

news052021 013

ML 2020

Muzyka:k3
Realizacja: k3

 

Niniejsza płyta była już recenzowana w wersji CD. W ocenach wypadła naprawdę dobrze. Nic w tym dziwnego. Krążek został zrealizowany z rozmachem i nagrany głównie w dobrych londyńskich studiach. Jak zatem prezentuje się winyl w porównaniu do cyfrowego standardu? Po pierwsze, czarna wersja zawiera skróconą listę utworów. Na CD jest ich aż szesnaście, w tym trzy dodatkowe remiksy. Płyta analogowa to tylko osiem piosenek. Wybrano naprawdę najlepsze i dobrze się stało, bo album jawi się teraz jako bardziej spójny i konkretny. Brzmienie jest podobne do tego ze srebrnego krążka, ale z pewnością nabrało oddechu dzięki oddzielnemu masteringowi pod kątem winylu, wykonanemu w Abbey Road Studios, którego certyfikat dumnie widnieje na okładce. To nie są żadne zabobony. Płyta analogowa zawsze obroni się mocniej, nie tylko przez wzgląd na celebrę i sentyment, ale przede wszystkim – nieurwaną frazę i brak agresji w dążeniu do czerwonego pola na wskaźnikach. Oczywiście pod warunkiem, że została właściwie zrealizowana. Sama okładka jest skromna. Żadnych bonusów, plakatów, efektów specjalnych. Postawiono na zawartość i kropka. Co do repertuaru, to – tak jak pisałem w recenzji CD – mamy do czynienia z ujazzowionym popem lub z upopowionym jazzem. Z jednej strony, nie ma mowy o jakiejś niezwykłej odkrywczości. Z drugiej – zestawu utworów słucha się naprawdę przyjemnie. Szkoda, że mamy rok 2021, a nie np. 1991. W tamtych czasach taka muzyka zrobiłaby prawdziwą furorę i nadawałaby się do prezentacji w najlepszych stacjach radiowych z ambitniejszą twórczością. Dziś nie zawróci biegu ani Wisły, ani Tamizy, ale jeżeli lubicie tego typu dźwięki, to ten winyl powinien znaleźć się wśród Waszych płyt.

 

Michał Dziadosz

 


 

 

Dutkiewicz / Niedziela / Orzechowski / / Stankiewicz / Tokaj / Wyleżoł - Piano Sketches

news052021 014

AC Records 2019

Muzyka:k3
Realizacja: k3

 

Fortepian pożyczony od Leszka Możdżera, nastrojony do 432 Hz. Jedno z najlepszych studiów nagraniowych w Polsce (oczywiście moim skromnym zdaniem, więc nie trzeba się z tym zgadzać, ale Custom 34 to prawdziwa gwarancja jakości). Do tego bardzo dobrzy muzycy. Czy powyższe składowe są w stanie zapewnić stuprocentowy sukces artystyczny? Wiadomo, że nie, bo są jeszcze inne czynniki, ale na określony poziom można już liczyć. Taki też jest album „Piano Sketches”. Na określonym poziomie. Nie mieszam się w kosmiczne teorie o stroju 432 Hz. Zresztą, i tak nie usłyszałbym różnicy, podobnie jak większość z Was. A dobre wibracje i pozytywną energię dżentelmeni w naszym wieku zapewniają sobie innymi sposobami. Zawartość muzyczną stanowią utwory zagrane przez sześciu pianistów. Wydawać by się mogło, że taka mieszanka może być niebezpieczna, ale materiał okazuje się bardzo spójny. Panowie nie konkurują ze sobą, za to potrafią się znakomicie uzupełniać. Idealna pozycja na wieczór przy świecach lub refleksyjny poranek. Zaledwie sześć utworów, ale jak zagranych! A winyl wydany jest pięknie. Wspaniała, oszczędna, mięsista okładka, bogate inserty i miłe w dotyku materiały. Nakład: jedynie 600 egzemplarzy. Pewnie większość z nich jest już w Japonii, więc nie odwlekajcie zakupu.

 

Michał Dziadosz

 


 

 

Rasmus Kjær - Turist

cd0092020 010

Wetwear 2019

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

Rasmus Kjær jest świetnym pianistą, który już udowodnił, że znakomicie czuje jazz i potrafi tworzyć malownicze i zmysłowe impresje. Ale „Turist” nie jest ani płytą jazzową, ani zagraną na fortepianie. Jest czymś w rodzaju ciekawostki, przygody i zabawy. Lo-fi miesza się tutaj z ośmiobitową poetyką starych kart dźwiękowych oraz syntezatorową magmą, wydobywaną z bardzo drogich instrumentów (m.in. Roland Jupiter 8, Korg Poly 800 II, Crumar Multiman S). Dla równowagi pojawiają się też nowoczesne sprzęty, takie jak Yamaha Montage, Clavia Nordlead 2 czy nawet mocno DJ-ska Arturia Microbrute. To informacja dla tych, którzy powtarzają bzdury, że artysta ulepił projekt w piwnicy i przy użyciu najtańszych środków. Nieprawda! Realizacja jest bardzo dobra, choć zapewne nie wszystkich zachwycą niektóre brzmienia. Niewątpliwą zaletą wydawnictwa jest jego transowość, którą można porównać do wątków twórczości Billa Laswella sprzed czterech dekad. Ale nie traktujcie tych koordynatów zbyt dosłownie, bo „Turistowi” brakuje tamtego ducha pionierstwa. Czterdzieści lat temu można było mówić o innowacyjności, a dziś pewne rozwiązania są na wyciągnięcie ręki. Żeby jednak nie było, że marudzę: album jest ciekawy, choć z pewnością nie dla każdego. Z pewnością również trudno go pokochać po pierwszym przesłuchaniu. Trzeba mu dać trochę czasu. Ale jeśli wybieracie się na imprezę do znajomych hipsterów, mięsisty bladobłękitny krążek z ciekawą muzyką, umieszczony w bardzo koncepcyjnej oprawie, może się okazać wspaniałym prezentem. Jeżeli nie uda Wam się płyty kupić (wyszła tylko na winylu i to w ograniczonym nakładzie), to możecie jej do woli słuchać na Tidalu.

Michał Dziadosz

 


 

 

MAP & Krzesimir Dębski - Grooveoberek

cd0092020 011

Rhino 2020

 

Muzyka:k3
Realizacja: k3

Materiał znakomicie nagrany w szanowanym gdańskim studiu Custom 34. Do tego wyborni muzycy. Krzesimir Dębski to oczywiście skrzypce i pianino elektryczne, Marcin Wądołowski – gitary, Piotr Lemańczyk – bas, a Adam Czerwiński – perkusja. Panowie od dawna się znają, lubią i rozumieją. Czy to projekt towarzyski, czy bardziej dla ludzi? Prawda zapewne leży pośrodku, lecz nie ma w tym nic złego. Żeby muzyka zabrzmiała naprawdę dobrze, potrzebna jest chemia w zespole. A chemia jest tu bez wątpienia, choć na początku słuchacz może się pogubić. „Grooveoberek” to niezły miszmasz. Każdy z artystów przyniósł na sesję własne kompozycje, dzięki czemu płyta jest różnorodna gatunkowo. Od jazzu, poprzez nawiązania do muzyki ludowej oraz sakralnej, na rock and rollu kończąc. Mimo owego synkretyzmu albumu słucha się bardzo dobrze, a całość, po oswojeniu, brzmi dość spójnie. Lubię takie płyty, choć mają jedną zasadniczą wadę: pojawia się ich za mało. AC Records (fonograficzna manufaktura Adama Czerwińskiego, który jest także producentem omawianej płyty) jak zwykle zadbało o każdy szczegół. 180-gramowy winyl tłoczony w Anglii, gruba, mięsista okładka z dobrych materiałów i grafika inna niż w przypadku krążka CD. Całość wydano w zatrważająco niskim nakładzie 600 egzemplarzy. Tak że spieszcie się kupować te limitki, bo się szybko rozchodzą.

Michał Dziadosz