HFM

artykulylista3

 

Paweł Kaczmarczyk Dekonstrukcje Warsa i Kapera

8489072016 001
Paweł Kaczmarczyk potrafi zaskakiwać. Album „Vars & Kaper Deconstruction” – nagrany wraz z Audiofeeling Trio oraz DJ-em Mr. Krime’em – to swobodnie potraktowane utwory Henryka Warsa i Bronisława Kapera. Znane tematy przedstawione w nowym kontekście.

 

 

 


 


 
Marek Romański: Kim są dla Ciebie Henryk Wars i Bronisław Kaper?
Paweł Kaczmarczyk: Chciałbym, żeby ich dorobek miał w świadomości słuchaczy pozycję równą twórczości Komedy. Zasługują na to. Dwóch mistrzów muzyki filmowej dzięki swemu talentowi trafiło za Ocean. Mieli duży wkład w stworzenie American Songbook, a później w kształtowanie amerykańskiej kultury, której częścią jest jazz. Wreszcie ta muzyka do nas powróciła. Przez audycje Willisa Conovera, u Milesa Davisa, Johna Coltrane’a, którzy grali ich kompozycje. I tę nutę, trochę słowiańską, trochę żydowską, słychać.
Wars i Kaper przybyli do USA z Europy, więc ich korzenie są nam bliskie. Oczywiście, Ameryka dała im możliwość rozwoju; zapewne także inspiracje. Należy jednak pamiętać, że wyjechali jako twórcy ukształtowani. Wars skomponował przecież około 80 procent przedwojennej muzyki filmowej w Polsce. To ogromne dziedzictwo, o którym nie wolno zapomnieć. I w tych filmach był już jazz, bodaj po raz pierwszy u nas. Wiadomo, że wzorowaliśmy się na kulturze zachodniej, ale już wtedy, przed wojną, powstawały u nas kompozycje jazzowe. Znakomite.
Nie mam zamiaru deprecjonować powojennej historii polskiego jazzu. Prawda jednak jest taka, że korzenie tej muzyki w Polsce są głębsze. „Już nie zapomnisz mnie” Warsa to wspaniały standard. Gdyby w odpowiednim momencie usłyszeli go najwięksi amerykańscy jazzmani, prawdopodobnie wszedłby do światowego kanonu. Tak się stało z „Invitation” czy „Green Dolphin Street”. Potraktowałem te tematy właśnie tak, jakby były standardami. To z mojej strony prowokacja. Dekonstrukcja jest prowokacją. Zmusza do myślenia, przewartościowania dotychczasowych sądów i wyobrażeń.

 Na poprzednim albumie „Something Personal” grałeś wyłącznie własne kompozycje. „Decostruction” to z kolei wersje utworów Kapera i Warsa, które potraktowałeś po swojemu.
Zachowałem brzmienie „Something Personal”, ale użyłem obcego materiału. Inspirowałem się wielką muzyką doskonałych kompozytorów. Nie wyrzekłem się swoich groove’ów, własnego brzmienia, motoryki. Zaprosiłem też muzyków, z którymi gra mi się najlepiej. Nie zrezygnowałem z eksperymentowania, bo nie wiem, czy ktoś już stworzył podobny projekt – myślę o połączeniu tria fortepianowego ze scratchami. Nie słyszałem jeszcze czegoś takiego i może dobrze, bo byłem mniej skażony wpływami. Trzeba wierzyć, że można być oryginalnym, nawet dzisiaj. Z drugiej strony, trzeba też mieć w sobie pokorę i słuchać artystów, którzy robią podobne rzeczy. Choćby po to, by nieświadomie nie kopiować ich rozwiązań.

8489072016 002


Im więcej rzeczy poznaję, tym więcej widzę u siebie braków. Wiedza uczy pokory. Ważne jest przy tym, żeby nie popaść w przeładowanie umysłu, w odpowiednim momencie znaleźć odskocznię, cofnąć się o krok. Rutyna tworzenia to kolejne niebezpieczeństwo. 

Na „Deconstruction” pojawia się twoje trio, ale również DJ Krime. Jaka jest jego rola?
Jego obecność zupełnie zmieniła mój pogląd na temat tworzenia. Od tego czasu myślę, żeby grać w kwartecie, ale żaden instrument akustyczny w takiej konfiguracji nie pasuje mi do 2016 roku. Zamiast tego chciałbym didżeja. Widzę go jako pełnoprawny instrument, wchodzący w interakcję z pozostałymi. Nad tym chcę teraz pracować z Krime’em. Dzięki tej jednej osobie mogę mieć na scenie rap, wokal, orkiestrę, big band, paletę instrumentów i słowo mówione. To daje ogromne możliwości. Jako trio nie jesteśmy w stanie wygenerować nawet dziesięciu procent tego, co potrafi DJ Krime. Na dodatek jest on muzykiem. To świetny perkusista, klawiszowiec i producent. Rozumie muzykę na poziomie zabawy, na czym mi najbardziej zależy.
Mówiąc „jazz”, mam na myśli przede wszystkim ten wspaniały okres, kiedy ta muzyka trafiała do mas. Kiedy działały wielkie big bandy, kiedy popularny był swing. Uważam, że muzyka improwizowana zasługuje, by trafiać do masowego odbiorcy, ale nie sądzę, by dobrym kierunkiem była chęć przypodobania się słuchaczowi za wszelką cenę. Chciałbym, aby mój odbiorca rozwijał się razem ze mną i był gotowy na odbiór wizji spójnej z otaczającym nas światem. Myślę, że drogą do tego jest praca z DJ-em. Płyta „Deconstruction” to wersja beta brzmienia, do jakiego dążę. Osiągniemy je dopiero wtedy, kiedy zaczniemy na równych prawach pracować nad nowym repertuarem. To zupełnie inna sytuacja, niż kiedy grasz np. z saksofonem. Nie wystarczy się spotkać na próbie i liczyć, że nowy muzyk się nauczy nut i aranżacji. To wymaga intensywnych przygotowań. Myślę, że stworzenie takiego albumu zajmie rok, nawet dłużej. Wiem jednak, że gra jest warta świeczki.

8489072016 002



W jaki sposób pracowaliście nad „Deconstruction”? Mieliście nagrane wersje akustyczne i Krime dodawał swoje dźwięki, czy obmyślaliście materiał wspólnie?
Nagrywając materiał wiedziałem, że on się tam znajdzie. Przekazywałem mu wcześniej sugestie; zostawiałem miejsce w nagraniu. Nie wiedziałem jednak, jak to finalnie zabrzmi. Najbardziej się obawiałem, jak odbiorą to słuchacze, przyzwyczajeni do mojego dotychczasowego brzmienia. Elektronika pojawiała się już wcześniej, ale subtelnie. Teraz ma nieporównywalnie większy udział.
W moim odczuciu formuła akustycznego trio się wyczerpuje. Można nadal się tego uczyć, ale mamy 2016 rok i na słuchacza to już nie działa. Uzmysłowiłem sobie, że w tej klasycznej formule jest już określony zestaw klocków. Można je przestawiać, zmieniać kolejność, ale to wciąż te same klocki. Widzę zresztą, jak ludzie reagują na nową płytę. Kiedy puszczam ją znajomym, zwracają na nią uwagę dlatego, że słyszą scratch, a nie dlatego, że gra fortepian. Mówią: „To jest fajne! W ogóle się nie czuje, że jest trudne”. Nie chciałbym się zapędzić w ślepą uliczkę tworzenia muzyki dla muzyków. Nie kręci mnie budowanie skomplikowanych faktur tylko po to, żeby udowodnić, że potrafię. Chcę grać rzeczy prostsze, mające energię zdolną przyciągnąć osoby z zewnątrz. Imponują mi artyści, którzy to rozumieją. Nie myślący kategoriami jazzowymi.
Mam ogromny szacunek dla wszystkich, którzy sprawiają, że ambitna instrumentalna muzyka improwizowana staje się atrakcyjna dla nowych słuchaczy. Czy to będzie jazz? A jakie to ma znaczenie? 

8489072016 002

Czym dzisiaj jest jazz?
Jazz stał się znakiem towarowym. To furtka do tego, żeby w jakiś sposób się określić. Niestety, a mówię to z ogromnym smutkiem, dla młodego pokolenia jazz stał się czymś odstraszającym. To niebezpieczna etykieta, która nie służy muzyce. Zmieniła się forma kultury, w jakiej żyjemy. Wszystko jest dzisiaj rodzajem kolażu. Klasyka, rock, blues, także jazz i inne gatunki są pomieszane. Powinniśmy się pogodzić z tym, że pozostaje po prostu muzyka, dobra albo zła.

Na nowej płycie pojawia się również słowo mówione, wycięte ze ścieżek dźwiękowych oryginalnych filmów. Czy to rodzaj komentarza?
Tak, to komentarz. Ma wiele znaczeń. W kołysance „Ach śpij kochanie” pojawiają się słowa „najprawdziwsza bajka”. To przepiękne sformułowanie, niesamowite zestawienie pozornie sprzecznych pojęć. Pokazuje, jak muzyka w swojej prawdzie jest przewrotna. Jest właśnie taką „najprawdziwszą bajką”.  Na płycie znalazły się także fragmenty tekstów z filmu „Wielka droga”. To opowieść o drodze Polaków w armii generała Andersa. O tym, że „nie wszyscy dojdą do końca drogi, ale w końcu dojdziemy”. Mówi o naszym stosunku do historii, do naszego miejsca w niej i o tym, jak bardzo jesteśmy związani z Polską. Nasza historia nie jest czymś, co się skończyło, odeszło w przeszłość. Ona trwa. Jest naszą drogą i musimy nią iść. Dziadek Krime’a walczył w czasie wojny i jest to również rodzaj hołdu dla niego.
Oczywiście jest w tych tekstach również ironia – najlepszy przykład to wstęp do „Panie Janie”. Z jednej strony, pokazuje, jak nudny jest ten kanon, ale z drugiej uświadamia, co z nim można zrobić, będąc kreatywnym. Można go też potraktować jako piosenkę; wystarczy zmienić podejście. Ma to też wymiar uniwersalny. Nie ma nudnych czy sztampowych rzeczy – jest tylko złe, pozbawione radości i spontaniczności podejście. Najstarsze z utworów pochodzą z lat 30.; najnowsze zostały napisane około 1960. Stare, trącące myszką fragmenty ścieżek dźwiękowych nagle przechodzą w nowoczesną fakturę rodem z 2016 roku. To pokazuje, jak świat się zmienił. Najpiękniejsze, że doskonale funkcjonują tu i teraz. Kolejnym celem projektu jest utrzymanie pamięci. Niepokoi mnie, że kolejne pokolenie może nie mieć pojęcia o tych filmach, o tej muzyce, mimo że tak łatwo wszystko znaleźć w internecie. To się już dzieje. Młodzi ludzie nie oglądali tych filmów ani nie słyszeli kompozycji. Bo niby gdzie? Nikomu nie zależy na ich promocji. Niedługo nie będzie już rodziców, którzy śpiewają swojemu dziecku na dobranoc kołysankę „Ach śpij kochanie”.

8489072016 002



 W jaki sposób budowałeś kolejne utwory?
„Dekonstrukcje” zaczęły się od projektu muzyki Raya Charlesa, który zrobiłem z Jorgosem Skoliasem. Jeszcze nie został wydany na płycie. Wiedząc, że Jorgos jest wspaniałym naturszczykiem, z niesamowitym talentem danym od Boga, starałem się zachować dla niego oryginalną linię melodyczną. Wiedziałem, że to pozwoli mu być cudownie naturalnym i spontanicznym. Dokładałem do tego swoje groove’y, energię i sposób gry, który mnie kręci. Ten sam pomysł przełożyłem na projekt „Deconstruction”.
Wszystkie linie melodyczne są tu oryginalne. Nawet jeśli wyciągniesz sobie totalnie zdekonstruowany kanon „Panie Janie”, to zauważysz, że linia melodyczna pozostała identyczna jak w oryginale, włącznie z bridge’em, skomponowanym przez Henryka Warsa. Zostawiłem duszę, a zmieniłem ciało. Zależało mi, żeby słuchacz błyskawicznie kojarzył te utwory. 

All God’s Chillun Got Rhythm” Kapera brzmi wręcz chilloutowo...
To mój ulubiony utwór. Słychać w nim echa klubowego, dyskotekowego brzmienia. Wyobrażałem to sobie tak: jedziesz samochodem przez miasto. W pewnym momencie otwierasz szybę i docierają do ciebie dźwięki imprezy. Słyszysz, jak dudni bas – w nagraniu przechodzi z lewej do prawej. Poza wszystkim jest to utwór na siedem, czego w ogóle się nie czuje. Do tego jest krótki – zresztą będę dążył do grania bardziej zwartych form. Oczywiście, nadal pozostanie w nich improwizacja, ale powoli rezygnuję z przydługich popisów instrumentalistów.
W „Ach śpij kochanie” chciałem mieć kołysankową pozytywkę, ale w rezultacie powstał elektroniczny, psychodeliczny klimat. Pojawiły się niskie brzmienia Krime’a. Specjalnie przeniosłem utwór do innej tonacji, żeby można było uwypuklić przejaskrawione flażolety, grane na kontrabasie. Potem wchodzi ten miękki, doskonale znany temat, który można zanucić.

Znalazło się solo kontrabasu grane smyczkiem.
To solo jest bezpośrednim nawiązaniem do opery. Długo prosiłem Maćka Adamczaka, żeby zabrzmiało tak, jakby ktoś śpiewał. Żeby przygotował jedną stałą linię, która będzie powtarzana. Będziemy to grać na żywo tak samo, jak jest na płycie. Pomysł był wynikiem współpracy ze skrzypkiem Markiem Feldmanem, który kocha operę. Zastanawiam się nad naszą wspólną płytą, która miałaby zawierać fragmenty polskich oper. Oczywiście zostałyby one powykręcane jazzowo i nagrane z triem Audiofeeling. Może być ciekawie. 

8489072016 002



Jak nagrywaliście „Deconstruction”?
W Polsce nadal nie jest najlepiej z wyborem studiów, w których można płyty produkować, a nie tylko nagrywać z pełną separacją. Dla mnie to ważne, bo lubię produkować nagrania i pełna separacja jest w tym procesie bardzo istotna.
Tu mała dygresja: robiąc płyty studyjne, staram się kreować rzeczywistość dźwiękową; ciąć i zmieniać oryginalne nagrania. Nie zależy mi na utrwalaniu gry bez zmian. Jeżeli miałbym to robić, nagrałbym koncert. Na żywo jest zupełnie inna energia.
Nagrywaliśmy w studiu RecPublica w Lubrzy. To świetne miejsce, z bardzo dobrym sprzętem, warunkami akustycznymi, pięknie urządzone w starym młynie. Polecam każdemu muzykowi, a nawet ludziom niezwiązanym z muzyką – warto tam po prostu przyjechać i obejrzeć je, jako atrakcję turystyczną.  Bardzo restrykcyjnie traktowałem każdą minutę nagrania „Deconstruction”. Starałem się jak najlepiej wykorzystać dostępny czas – nagrać jak najwięcej take’ów. Po to, by mieć dużo materiału do późniejszej obróbki. W serwisie YouTube są dostępne filmiki ze studia. Można obejrzeć, jak to w praktyce wyglądało. Nie nagrywam płyt tak, jak większość jazzmanów. Dopracowuję je w każdym szczególe, dlatego proces przygotowania trwa tak długo. Dzięki temu mam jednak pewność, że nigdy nie będę się musiał ich wstydzić.  Najpierw nagrywaliśmy trio – na setkę, w pełnej separacji. Dźwięk realizował Piotr Witkowski. Później kroiliśmy i produkowaliśmy materiał w studiu Tokarnia, w Nieporęcie, u Janka Smoczyńskiego. To świetny producent, z którym wspaniale mi się pracuje.
W ostatniej fazie produkcji pojawił się Krime. Jak już wspomniałem, zostawiałem dla niego miejsce. Nie chciałem, żeby nagrywał z nami na setkę, bo bałem się, że nie zdążymy ze wszystkim w trzy dni, które mieliśmy do dyspozycji. Dałem mu gotowe tracki i opowiedziałem, co bym w nich widział. Poprosiłem o dwie wersje: jedną, gdzie jest tylko dodatkiem do muzyki akustycznej i drugą, w której będzie się starał o głębszą interakcję i ingerencję w tkankę brzmieniową. I zawsze ta druga okazywała się lepsza! Świetnie się z nim pracuje; ma wspaniałą osobowość. Bardzo dużo proponuje, ale nie jest ekspansywny.  

 

8489072016 002

Jaką formę materiał przyjął na koncertach? Słyszałem, że występujecie z VJ-em.
Tak. Premiera odbyła się na Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, z którym już wcześniej współpracowałem. Nad wizualną częścią czuwał Hubert Kaszycki, który wraz z teamem Piloci zaaranżował scenografię, wizualizacje oraz dramaturgię przedsięwzięcia. Oprócz niego było zaangażowanych wiele wspaniałych osób, a całość dopiął produkcyjnie mój management. 

Niedawno byłem na Twoim koncercie z Derrickiem McKenzie – perkusistą Jamiroquai. Planujesz nagrania?
Na razie projekt jest w powijakach. Potrzebujemy czasu, żeby wypracować sound, który mamy w głowach. Myślę, że jesteśmy w trakcie poszukiwania najlepszej drogi do stworzenia czegoś wyjątkowego. Wszystkiemu przewodzi Derrick i to on wyznacza brzmienie formacji. Ma do dyspozycji znakomitych muzyków: Michała Barańskiego, Olafa Węgra i Łukasza Belcyra. Jazz Funk Experience jest w fazie docierania się i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to na początku przyszłego roku będziemy mogli pomyśleć o nagraniach.

Plany i pomysły na przyszłość?

Autorski materiał z Krime’em. Chcę też zrealizować płytę z orkiestrą, „Album Tatrzański” Paderewskiego. To będą też dekonstrukcje, podobnie jak z Warsem i Kaperem, a do tego dojdzie orkiestra symfoniczna. Chciałbym też zrealizować solowy album z użyciem elektroniki, wizualizacji itp., ale wiem, że to wymaga kilku lat przygotowań.

 

 

Marek Romański
Źródło: HFM 07-08/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF