HFM

artykulylista3

 

Czy misja jest niemożliwa?

elephant 2611678 1280
Na dzisiejszym spotkaniu zgryźliwych tetryków proponuję się zastanowić, czym jest misja. W szczególe: czym jest misja publicznych nadawców treści wszelkich. Tak się bowiem składa, że słowo to jest odmieniane regularnie, natomiast bardzo rzadko pojawia się dopełnienie dźwięcznego rzeczownika przymiotnikiem, który wyjaśniłby, o jaką to misję chodzi. Misja ma być i już.




Encyklopedia jako misję określa zadanie do spełnienia (np. misja przedsiębiorstwa, misja i cele organizacji); jako misję określa się też działalność przedstawicieli religii, skierowaną na przekonanie ludzkości do jej idei (misjonarz, biskup misyjny). W przypadku środków masowego przekazu utrzymywanych przez państwo (czyli ze środków pochodzących od obywateli) chodzi po trosze o jedno i o drugie. Pewne jest to, że nawet jeśli celem państwa jest przekonywanie słuchaczy do pomysłów rządu, to mówiąc o misji przez duże „M”, mamy zwykle na myśli coś większego. Innymi słowy, kiedy państwowy właściciel stacji telewizyjnej lub radiowej powołuje się na misję, u odbiorców budzi to jednoznacznie pozytywne skojarzenia i oczekiwania. Celowo nie piszę o nadawcach prywatnych, bo ich te cele nie muszą obowiązywać (chyba że państwo im je do pewnego stopnia narzuci w postaci np. warunków uzyskania koncesji). Z misją jest tak, jakby chodziło o uniwersytet. Piszę o uniwersytecie, żeby nie było protestów, że przecież radia słuchają dorośli, którzy mają swoje prawa, również do tandety. Na uniwersytet też wstępują dorośli, ale mimo to uniwersytety nie mają dla nich oferty w postaci dziadowskich wykładów i fałszowanych ćwiczeń. A jeśli coś takiego się pojawia, zwykle jest wyszydzane, a wykonawcy usuwani. Pseudonauka (bo i taka jest, a jakże) na państwowe uczelnie nie może mieć wstępu, bo byłby to ich koniec. Idąc na studia, oczekuję dobrej jakości programu nauczania. Słuchając publicznego radia i telewizji, oczekuję dobrej jakości programu nadawania. I żadne bałamutne opowieści o tym, że „naród sobie tego życzy” oraz że „są różne gusty”, nie mają tu nic do rzeczy. Skoro uniwersytet nie zorganizuje wykładu wróżki (mam nadzieję!), to dlaczego telewizja miałaby mi fundować wróżkę na wizji?

Podstawowym kryterium odróżniającym utwór czy program dobry od złego jest to, że program dobry nie pozostawia słuchacza gorszym, niż był przed jego obejrzeniem.

Dotyczy to każdego rodzaju utworu i każdego rodzaju działalności, wiążącej się z przekazem. Pisarz tworzący dzieło, które pogarsza czytelnika, postępuje nikczemnie. Podobnie postępuje redaktor, który propaguje zły gust lub podpowiada słuchaczom nieprawdę. Na czym więc polega misja publicznego nadawcy muzyki? To proste. Polega ona na nadawaniu najbardziej wartościowej muzyki wybranej dla słuchaczy przez znawców. Muzyka to nie prymitywne harmonie i prostackie teksty. I nie dajcie się Państwo spłycić gadaniem, że gust, podobnie jak d…, każdy ma własny. Ludzkość przez ładnych kilka tysięcy lat rozwoju kulturalnego dorobiła się pewnych kryteriów obiektywnych, dzięki którym da się odróżnić wiersz dobry od złego, a nawet muzykę dobrą od kiepskiej. Innymi słowy, bez przesady z tym relatywizmem. Nie po to mamy tylu profesorów muzykologii, żeby udawać, że muzykę wynaleziono wczoraj. Jeżeli misja nadawcy polega na nadawaniu wartościowej muzyki, wybieranej przez znawców i redaktorów-melomanów, to sprzedawanie za abonament tandety jest dawaniem fałszywego produktu za prawdziwe pieniądze. To się zdarza w działalności komercyjnej, ale przecież nie powinno mieć miejsca w publicznym radiu. Zdarzało mi się usłyszeć w Polskim Radiu (nawet w Dwójce) różnego rodzaju słabizny, na przykład w ramach prezentacji twórczości ludowej. Dzieła nie najwyższego lotu, jednak autentyczne i poszerzające moją wiedzę o tym, jak kiepsko lud może komponować i wykonywać. A czasami, o dziwo, również dobrze. Można powiedzieć, że tę samą wiedzę funduje mi tak zwana muzyka chodnikowa, jak na początku nazywano disco-polo. Ale ta wiedza nie jest mi już potrzebna, bo ja już się tego dowiedziałem sto razy w stacjach komercyjnych. To jest zaśmiecanie głowy i podświadome paczenie gustu, nic więcej. No bo jeśli kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą, to piosenka o złej dziewczynie, „z sercem jak wąż kobra”, podawana w tym trybie, może się w końcu stać obowiązującym kanonem piękna. I nie chodzi w najmniejszym stopniu o politykę. Moje poglądy nie mają tu nic do rzeczy. Ja tylko protestuję przeciwko obecności tandety tam, gdzie oczekiwałbym przynajmniej prób osiągnięcia wysokiego poziomu. Oraz przeciwko żądaniu za toto pieniędzy jak za ananasy. Nie można do tego stopnia nie trzymać fasonu, panowie z radia i telewizji. To było skierowane do was. A co chciałbym przekazać naszym czytelnikom? Parafrazując wypowiedź najpopularniejszego polskiego superbohatera: Szanowni Państwo, słuchajmy dobrej muzyki albo umrzyjmy próbując

 

 

Alek Rachwald
Źródło: HFM 06/2017


Pobierz ten artykuł jako PDF